— Tak, tylko jej, ale żadnemu innemu. Skąd jednak wzięłaby się „Swallow“ na tych wodach?
— Nie wiem, sir. Ale ten okręt za nami, to nie bostońska beczka na śledzie, lecz mały, a szybki klipper. Gdyby był większy, możnaby go z tej odległości lepiej widzieć. A „Swallow“ to także klipper.
— Well, zobaczymy — rzekł kapitan, odprawiając majtka i udając się z lunetą ku sterowi.
— Czy widać żagiel? — spytał sternik.
— Tak.
— Gdzie, sir?
— Za nami.
— Może każecie spuścić trochę żagli?
— Nie potrzeba — odrzekł komendant, patrząc przez szkła. — To nadzwyczajny statek! Dopędzi nas, choćbyśmy nie spuścili żagli.
— Chciałbym to widzieć, sir!
— Tak jest — odezwał się porucznik z odcieniem obrażonej dumy żeglarskiej. — Chwyta przestrzeń poężnie. Patrzcie, przed trzema minutami było go widać tylko z gniazda, a teraz widzę go już z pokładu.
— Czy mam trochę zejść z wiatru?
— Nie. Chcę widzieć, ile czasu potrzeba, żeby zaczął płynąć obok nas. Jeśli to Amerykanin, to cieszyłbym się, a jeśli nie, to życzyłbym mu chętniej dyabła, niż takiego statku.
Niebawem można było gołem okiem rozpoznać szczyty masztów, a potem wysmukły kadłub okrętu.
— To klipper z linami jak u szonera — rzekł sternik. — Trójmasztowiec, jak nasz „L’ horrible“.
— Yes. Wspaniały statek, do wszystkich dyabłów! Patrzcie, jak skośnie biegnie pod wiatrem i to pełnymi żaglami. Dowódca nie obawia się widocznie, że dziś jest garść wiatru więcej niż zwykle. Teraz podnosi nawet żagle szczytowe tak, że okręt podnosi ster i tańczy prawie na grzbiecie.
— Dzielny chłop, sir! Ale niechno przyjdzie niespodziane uderzenie wiatru, to statek położy się na
Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/98
Ta strona została skorygowana.
— 344 —