Strona:Karol May - Old Surehand 04.djvu/99

Ta strona została skorygowana.
—  345  —

wodzie, jakem sternik i Perkins. Ten człowiek żegluje przecież trochę zbyt zuchwale!
— Nie. Czy nie widzicie, że małe żagle nie przywiązane i trzymają je tylko. Przy nagłym wichrze puszczą je.
— Wywiesza flagę. Zaiste Amerykanin! Widzicie gwiazdy i pasy? On poprostu pożera wodę i za pięć minut będzie przy naszym boku.
— Pożera wodę. To określenie właściwe na taką jazdę. By god, on ma po sześć otworów armatnich z każdej strony, a na przednim pokładzie i tuż przed sterem ruchome podstawy do dział. Czy poznajecie to już, sterniku?
— Nie jeszcze, ale jeśli mnie wszystko nie myli, to będzie to „Swallow“. Byłem raz na niej w Hoboken i przypatrywałem się każdej drobnostce, każdemu przyrządowi i linom.
— Kto na niej wtenczas dowodził?
— Zapomniałem nazwiska. Był to stary, napół rozbity, wilk morski z brunatnym nosem, przypominającym gin i brandy. Ale znałem dobrze sternika. Nazywał się Piotr Polter i pochodził z Europy. Był to dzielny człowiek, na którego można było zdać się ze wszystkiem. Czy macie go teraz dość blizko szkieł?
— Tak. To Jest „Swallow“. Skręćcie jedną albo dwie kreski na bok. Widać, że chce z nami mówić.
Wrócił na pomost i zawołał:
— Hola, chłopcy do lin!
Ludzie poskoczyli na miejsca.
— Ty na szczycie wyciągnij flagę!
W górę wybiegł gwiaździsty i paskowany sztandar Stanów Zjednoczonych.
— Dalej zwijać!
Rozkazy wykonywano z uznania godną dokładnością.
— Konstablu!
Zawołany przystąpił do działa.
— Spuścić żagle! Ognia!