Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/100

Ta strona została skorygowana.
—  82  —

blizkiego stosunku do Tibo taka. Byłem nawet bardzo zadowolony z tego, że Osadze nie przyszło na myśl pytać, czy Tibo taka i guślarz Komanczów są jedną i tą samą osobą.
O Rallerze, rzekomym wysłaniku „wielkiego białego ojca“, budziła się we mnie pewna myśl, czy też przeczucie niewyraźne. Milczałem teraz o tem, chociaż często na podstawie takich na pozór nieuzasadnionych przypuszczeń i mimowolnych skojarzeń myśli dochodziłem do pewnych wyników. Nie wyjawiałem swych myśli o Rallerze, lecz jakiś głos wewnętrzny parł mię, żebym ich w sobie nie tłumił.
Gdy Szako Matto wspomniał, że Raller podawał się za oficera, zaraz przyszedł mi na myśl „generał“. Nie miałem co prawda uzasadnionej podstawy do połączenia tych dwu osób w tak blizki stosunek. Obaj byli zbrodniarzami i obaj przywłaszczyli sobie godność wojskową. To były dwie okoliczności i to niedostateczne do przypuszczenia, że są jedną i tą samą osobą. W mojem jednak wyobrażeniu zbliżali się oni do siebie tak bardzo, że nie przedstawiali wkońcu dwu postaci, lecz jedną. Życie duchowe człowieka kryje w sobie tajemnicze prawa, siły i zjawiska, których działania zwykle nie spostrzegamy, lub nie staramy się zauważyć. Kto jednak tyle czasu przesiedział nad swojemi książkami, kto tyle nocy przeleżał pod dachem puszczy, pod niebem pustyni lub sawanny i wnikał w siebie głęboko, ten nauczył się rozumieć odruchy i głosy swojej jaźni i ufać im, gdyż na to zasługują.
Z tymi ludźmi i stosunkami łączyłem oczywiście jak najściślej Old Surehanda. On był w każdym razie ośrodkiem tych tajemnic i nieświadomie trzymał w swym ręku klucz do ich rozwiązania. Postanowiłem wobec tego zachować przypuszczenia moje dla siebie, a dopiero po spotkaniu się z nim ubrać je w słowa.
Długo jeszcze nad tem myślałem, zanim zasnąłem. Nazajutrz rano rozpatrzyłem jeszcze raz swoje domysły i przyszedłem do przekonania, że prawie wyklu-