czonem jest, żebym się mylił. Nie miałem tylko jeszcze odpowiedzi na pytanie, kto mógł być owym wawą Derrikiem. Trudno mi było to odgadnąć, gdyż prawdopodobnie nie znałem tego człowieka, który się krył pod tem nazwiskiem.
Droga nasza prowadziła teraz przez okolicę zupełnie pozbawioną drzew i zarośli, między północnem a południowem ramieniem rzeki Salmon. Prerya porosła była tylko trawą bawolą. Gdy popołudniu zbliżyliśmy się do ramienia południowego, zobaczyliśmy jeźdźca, który daleko przed nami zdążał wpoprzek naszego kierunku od północy. Zatrzymawszy się zaraz, zsiedliśmy z koni, by nas nie spostrzegł, lecz on nas zauważył i zwrócił konia ku nam. Wobec tego wskoczyliśmy znowu na siodła i ruszyliśmy naprzeciw niego.
Pokazało się niebawem, że mamy przed sobą białego, który stropił się i stanął na widok, że nasza gromadka składa się z ludzi o dwu barwach. To budzi zawsze podejrzenie, dlatego on czekał na nas ze strzelbą, gotową do strzału. Gdyśmy się znaleźli w odległości może trzydziestu długości końskich przed nim, wezwał nas, byśmy się zatrzymali, grożąc, że w przeciwnym razie strzeli. Groźba ta podobała się niezmiernie Hammerdullowi, bo podpędził klacz i śmiejąc się, zawołał do obcego:
— Nie róbcie głupich żartów, sir! Czy naprawdę wyobrażacie sobie, że my zlękniemy się waszej pukawki? Odłóżcie ją i uspokójcie się, bo my jesteśmy także dobrze usposobieni!
Pełna twarz grubasa promieniała przychylnością, której obcy jeździec nie zdołał się oprzeć, zarówno jak jego koń, który zarżał radośnie. Spuszczając strzelbę, odpowiedział obcy:
— Gotów jestem zrobić wam tę przyjemność. Narazie nie wyobrażam sobie o was ani nic dobrego, ani nic złego, chociaż mam dostateczny powód do podejrzenia.
— Podejrzenia? A to dlaczego?
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/101
Ta strona została skorygowana.
— 83 —