będzie milczał, to wbiję mu strzelbę w brzuch, albo po nim przejadę.
Hammerdull żartował oczywiście. Czy obcy tak to przyjął, tego nie można było poznać, bo, wybuchnąwszy tylko śmiechem, zawołał:
— Lack-a-day! Co? Ta koza miałaby po mnie się przejechać? Wszak pogubiłaby odrazu wszystkie kości! Zresztą spróbujcie! Come on!
Grubas miał tak wysokie wyobrażenie o swej bezwłosej kobyle, że nic go tak nie gniewało, jak żarty z jej brzydkiej postaci. To też dobry jego humor zniknął nagle, a zaledwie nieznajomy przestał mówić, zabrzmiała odpowiedź:
— Zaraz, zaraz! Go on!
Znane słowa, nacisk kolan, oraz zwolnienie cugli tak podziałały na klacz, że natychmiast rzuciła się na konia nieznajomego, który zaraz się potknął, a po drugim ataku usiadł na zadzie. Stało się to tak szybko i tak niespodzianie, że jeździec nieznajomy, nim po myślał o obronie, puścił strzemiona i wyleciał z siodła. Teraz Hammerdull się zaśmiał, podrzucił z radości w górę swoje krótkie ręce i zawołał:
— Heigh-day! Jak ten piernikarz leci! Żeby się tylko nie połamał! A co, ty stary szopie, Holbersie, dobrze się spisała moja koza?
Długosz odpowiedział ze zwykłym sobie spokojem:
— Jeśli sądzisz, że zasłużyła na worek owsa, to masz słuszność, kochany Dicku!
— Na owies zarobiła, a tutaj ma niestety tylko trawę do jedzenia!
Obcy dźwignął się, podniósł strzelbę, która mu była wypadła z ręki, i zmartwiony wskoczył na siodło. W obawie, żeby z tych żartów nie wynikło coś poważnego, przemówiłem ja do niego:
— Jak najlepszy kowboy może przecenić konia swojego, a niedocenić cudzego, tak wy pomyliliście się widocznie w ocenie jeźdźców. Okoliczność, że czerwony jest naszym jeńcem, nie uprawniała was jeszcze do
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/103
Ta strona została skorygowana.
— 85 —