Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/104

Ta strona została skorygowana.
—  86  —

uważania nas za ludzi, którym należy niedowierzać. Jesteśmy uczciwymi westmanami. Wiemy, że na północy, skąd wy jedziecie, włóczą się trampi, których chcielibyśmy uniknąć, dlatego pragniemy usłyszeć, kim wy jesteście.
Z jego stroju i uzbrojenia wywnioskowałem, że był kowboyem.
— Z powodu tych trampów właśnie — rzekł teraz dobrowolnie — nie ufałem wam i teraz jeszcze muszę niedowierzać.
— Hm! Nie mogę wam nakazać, żebyście nam wierzyli, spodziewam się jednak, że zmienicie swe stanowisko, jeśli imię Winnetou nie jest wam obce.
— Winnetou? Któż go nie zna!
— Czy wiecie, jak on jest zwykle odziany i uzbrojony?
— Tak. Nosi ubranie skórzane, derkę santillo dokoła bioder, długie włosy i strzelbę srebrzystą na...
Zamilkł, wpatrzył się w Apacza, uderzył się ręką w czoło i zawołał:
— Gdzież były dotąd moje oczy! Toż to słynny wódz Apaczów! Teraz jestem spokojny! Kim są drudzy, o to już nie dbam. Gdzie jest Winnetou, tam panuje uczciwość, a nie szelmostwo. Teraz niczego nie potrzebuję przed wami ukrywać.
Well! Pytaliśmy już was kilkakrotnie, kto wy jesteście.
— Nazywam się Bell, a służę w farmie Harboura.
— Gdzie leży ta farma?
— O dwie mile stąd na południe, nad rzeką.
— Chyba niedawno założona, bo przedtem nie nie było tam farmy.
— Istotnie. Harbour jest tu dopiero od dwu lat.
— Widocznie to odważny człowiek, skoro się osiedlił w tem pustkowiu.
— I to prawda. Z Indyanami dawaliśmy sobie radę dotychczas, ale trampów musimy brać poważniej. Usłyszawszy, że nad Nordforkiem włóczy się ich banda,