nie pożałuję tego zarządzenia, które Treskowowi niebardzo się podobało.
Gdy się ściemniło na dworze, zapalono dużą lampę, która oświetliła obszerną izbę. Jak wszędzie światło otwiera usta i rozwiązuje języki, tak i wtedy rozmowa nasza z każdą chwilą stawała się żywszą i bardziej zajmującą. Opowiadano zdarzenia, których nie zmyśliłby najsprytniejszy pisarz, bo niema istotnie literata z bujniejszą wyobraźnią, niż jest samo życie. Szczególnie Dick Hammerdull bawił nas swoim szczególnym sposobem opowiadania. To wszystko jednak nie usunęło jednej luki, której zapełnienia spodziewał się farmer i jego rodzina. Oto oni życzyli sobie, żeby i Winnetou opowiedział jaki wypadek ze swego ruchliwego życia, lecz milczący Apacz nawet w ściślejszem gronie znajomych byłby się nie podjął roli opowiadającego dla zabawy. On był człowiekiem czynu. Wprawdzie miał wielki dar wymowy, lecz z tej obfitej krynicy czerpał jedynie wówczas, kiedy to było nieodzowne. Wtedy mowa jego, obrazowa, jak potężna rzeka, zalewała logikę przeciwnika i w sposób błogosławiony zmieniała posuchę w żyzność, a pustkę w bujność.
Także Harbour opowiadał zajmująco. Dawniej jeździł daleko po Stanach, przeżył wiele osobliwych zdarzeń, wkońcu zdobył szczęście dzięki udałej, a zarazem uczciwej spekulacyi. Potem zmienił ten awanturniczy sposób życia i po kilku próbach w innych stronach przed dwoma laty tutaj założył sobie gospodarstwo.
Najwięcej podobała mi się u niego pogodna, a mocna ufność w Bogu, która mu wszędzie towarzyszyła. Niemało także cieszyło mnie to, że nie hołdował zwykłym tu zapatrywaniom na rasę czerwoną. Opowiedział on kilka przykładów z życia czerwonych, ludzi, których charakter mógł każdemu białemu być wzorem. Kiedy zaś Treskow mimo to twierdził, że Indyanie niezdolni są do cywilizacyi i chrześcijaństwa, rozgniewał się i zadał mu poważne pytanie:
— Co wy właściwie rozumiecie przez cywilizacyę
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/113
Ta strona została skorygowana.
— 93 —