Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/120

Ta strona została skorygowana.
—  100  —

— Nie, lecz tuż pod nią. Wzgórek był mchem porosły i widocznie pielęgnowany.
— Na pustkowiu, w górach? Uff!
— To jeszcze nic dziwnego. Ja nie pojmuję tego, co mi się potem zdarzyło. Możecie sobie, panowie, wyobrazić, jakiego uczucia doznałem, kiedy tak niespodzianie znalazłem grób Diderica. Osłabłem jeszcze bardziej, krzyknąłem i upadłem. Obudziłem się dopiero około południa następnego dnia, czyli spałem prawie całą dobę. Znużony i wygłodniały z biedą zawlokłem się do poblizkiego źródła, a potem zsunąłem się w zarośla, gdzie na szczęście znalazłem kilka jadalnych grzybów, po spożyciu których zasnąłem powtórnie. Obudziłem się pod wieczór i zobaczyłem koło siebie pół pieczonej owcy. Kto mógł to położyć koło mnie? Nie było to dla mnie rzeczą obojętną, ale ja mimo to zadałem sobie to pytanie zaledwie raz, a potem zabrałem się do jedzenia i jadłem, dopóki się nie nasyciłem i nie zasnąłem po raz trzeci. Spałem do rana i wstałem silniejszy. Reszta mięsa leżała na dawnem miejscu. Schowałem ją i udałem się na poszukiwanie za jadłodawcą. Nie znalazłem jednak żadnych śladów, a nawet wołania nic nie pomogły. Wobec tego wróciłem do grobowca i wyjąwszy mięso z kryjówki, puściłem się na dół drogą, wiodącą do Foam-Cascade. Przebyłem ją szczęśliwie i drugiego dnia, kiedy kończył się już zapas mięsa, spotkałem się z myśliwcem, który wziął mnie w opiekę. Jak zeszedłem i dostałem się do domu, to rzecz uboczna. Główną opowiedziałem, a wódz Apaczów uwierzy teraz memu twierdzeniu, że padre Diterico został zamordowany i już nie żyje.
Winnetou schylił nizko głowę, opartą na dłoni. Twarzy jego widzieć nie mogłem, ale gdy ją podniósł, ujrzałem jeszcze na niej wyraz powątpiewania. Gdy zwrócił na mnie pytające spojrzenie, odpowiedziałem mu na jego nieme wezwanie:
— Mojem zdaniem nie ulega żadnej wątpliwości, że tam popełniono morderstwo.