Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/122

Ta strona została skorygowana.
—  102  —

— Uff!
Bystry zazwyczaj Winnetou dzisiaj tylko dziwił się wszystkiemu. Lecz to nie dowodziło jeszcze, jakobym ja przewyższał go zdolnością logicznego myślenia i wnioskowania. Przewaga moja polegała na tem, że uzbierałem więcej myślowego materyału. Gdyby Winnetou był nim rozporządzał, byłby pewnie przedemną doszedł do tych wyników.
— Twierdzę — mówiłem dalej — że mięso było od niej. Więcej powodów skłania mię do tego zapatrywania, z tych tylko jeden powiem dziś tutaj. Jadłodawca, któryby nie stał w żadnym stosunku do grobu, byłby mógł się pokazać, a ten się ukrywał, stąd wniosek, że go coś łączy z czynem zbrodniczym.
— Możnaby także przypuścić, że to był sam morderca, gdyż on właśnie nie może pokazywać się na miejscu zbrodni — wtrącił Apacz. — Wiadomo, że mordercę zawsze coś ciągnie tam, gdzie się dopuścił zbrodni.
— Przyznaję memu bratu słuszność. Muszę jednak zauważyć, że ten, czy ta, która przyniosła mięso, okazała litościwe usposobienie i łagodne serce. Jak się to zgadza z właściwościami charakteru, przypisywanemi zwykle mordercy?
— Czy Old Shatterhand sądzi rzeczywiście, że to była Tehua?
— Tak.
— Pocóż miałaby żyć w ukryciu, skoro wie, ilu przyjaciół martwi się z jej powodu w ojczyźnie?
— Może to tajemnica, której teraz jeszcze zbadać niepodobna. Możliwe, że Tehua czeka tam na mordercę, jeśli także zna zwyczaj zbrodniarzy odwiedzania miejsca własnych zbrodni. Może nie wraca do ojczyzny dlatego, że wstrzymuje ją jej rodzina?
— Rodzina? Czy mój brat sądzi, że ona może być mężatką?
— Jeśli młodsza siostra ma męża, czyż starsza nie mogła jeszcze prędzej wyjść za mąż?