— To nie był lekarz, lecz guślarz Komanczów Naini, a ta kobieta, to była jego żona. Czy kto z was rozmawiał z nią?
— Nie, ale ja słyszałem jej głos.
— Co mówiła?
— Żądała od wrzekomego lekarza myrtle-wreath, a on wyprowadził ją z izby czemprędzej.
— Miał dopiero jutro rano odjechać. Dlaczego zmienił tak nagle to postanowienie?
Wtem przybliżył się do nas kowboy i oświadczył:
— Ja mogę wam to najlepiej wyjaśnić, mr. Shatterhand. Ten obcy przyszedł był na dziedziniec do koni, a usłyszawszy głośny śmiech w izbie, gdzie mr. Hammerdull opowiadał właśnie jedną ze swych wesołych historyi, zapytał mnie, kto się tam znajduje. Powiedziałem mu to oczywiście i dostrzegłem mimo ciemności, że się przestraszył. Potem obaj poszliśmy na front domu, skąd on zdaleka spojrzał przez okno do izby. Potem dał mi kilka dolarów i powiedział w zaufaniu, że nie może tu dłużej pozostać, gdyż niedawno wygrał z wami ciężki proces o pieniądze w Kanzas-City, a wy poprzysięgliście mu z tego powodu krwawą zemstę. Prosił mię też, żebym po jego oddaleniu się nie zawiadomił was o tem, że on był tutaj, gdyż obawiał się, że poszlibyście jego tropem i zastrzelili go pewnie. Żal mię zdjął nad nim, dopomogłem mu więc do opuszczenia potajemnie naszego domu i dziedzińca. Otworzyłem mu tylną furtę i wypuściłem go razem z kobietą i koniem jucznym. On widocznie przywiązał w odpowiedniem miejscu wszystkie trzy konie i zakradł się z powrotem.
— Nie inaczej zrobił, mr. Bell. Popełniliście wielki błąd, lecz nie jesteście temu winni, bo nie wiedzieliście, że to łotr i wielki zbrodniarz. Czy mówił wam tylko o mnie?
— Tak.
— A o młodym czerwonym wojowniku, którego nazywamy Apanaczką?
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/129
Ta strona została skorygowana.
— 109 —