Był to skutek starannego wychowania. Nauczyły się one w nieobecności panów nawet wobec zbliżającego się niebezpieczeństwa zachowywać się spokojnie, a gdy panowie byli przy nich, oznajmiały im to niebezpieczeństwo parskaniem. Zwietrzywszy je i teraz, podniosły się, lecz stały cicho, bo mnie przy nich nie było, gdy zaś przyszedłem, ostrzegły mię. Wróciwszy do dozorców, powiedziałem im:
— Coś wisi w powietrzu. Miejcie się na baczności! Ludzie jacyś są blizko domu. Czy to przyjaciele, czy wrogi, to się dopiero pokaże. Już to jest podejrzane, że się ukryli, bo przyjaciele nie potrzebują tego czynić. Albo siedzą tam za krzakami, albo leżą już bliżej w wysokiej trawie.
— Do dyabła! To chyba nie trampi, z powodu których Bell jeździł nad Nord-river?
— Zobaczymy. Lepiej będzie, jeśli sami zagramy pierwszą nutę, nie czekając aż nieprzyjaciel rozpocznie. O, tam prosto naprzeciw bramy podniosło się coś z trawy! Nie mogę już pójść do izby, ale zbudzę towarzyszy! Czy macie strzelby?
— Tam stoją oparte.
— Weźcie je, ażeby bronić wchodu, lecz nie strzelajcie, dopóki wam nie powiem!
Złożywszy dłonie koło ust, krzyknąłem trzy razy, naśladując głos orła tak donośnie, że słychać go było pewnie na pół mili angielskiej wokoło. W kika sekund potem zabrzmiał taki sam okrzyk po trzykroć w izbie. Była to odpowiedź Winnetou, który zrozumiał dobrze cel tego ostrzegawczego znaku. Wkrótce potem zerwało się z trawy mnóstwo ciemnych postaci, a powietrze zadrgało wyciem, w którem poznałem hasło do ataku Indyan Szeyennów.
Co ich tu sprowadziło? Dlaczego zapuścili się tak daleko w dół od źródliska rzeki Republican? Chcieli napaść na farmę, wykopali zatem topory wojenne tak samo jak Osagowie. My nie potrzebowaliśmy ich się obawiać, gdyż nietylko w zgodzie, lecz nawet
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/137
Ta strona została skorygowana.
— 117 —