dowiedzieli się, co postanowimy. Mogą usłyszeć to zaraz.
Nagłe ukazanie się moje wewnątrz półkola Indyan wywołało oczywiście wśród nich poruszenie. Ja, nie troszcząc się o to, mówiłem dalej:
— Tu stoi Old Shatterhand, którego znają zapewne wszyscy Szeyennowie. Jeśli który z nich ma odwagę podnieść na mnie rękę, niech bliżej przystąpi.
Zamiar swój osiągnąłem w zupełności. Poruszenie Indyan ustąpiło miejsca zupełnej ciszy. Już wystąpienie moje zaskoczyło ich bardzo, a wyzwanie zupełnie stropiło, zwłaszcza że stałem wśród nich tak spokojnie, jak gdybym nie uważał ich za groźnych, chociaż nawet strzelby w ręku nie miałem. Skorzystałem z tego wrażenia, jakie na nich wywarłem i, pochwyciszy dowódcę za rękę, rzekłem doń:
— Wicz Panaka zaraz usłyszy, co chcemy z Szeyennami uczynić. Niech idzie ze mną!
Trzymając go za rękę, poszedłem do domu. Była to z mej strony już nie odwaga, lecz bezczelność, rzadko spotykana, ale dzięki jej urzeczywistniłem swój cel, bo Wicz Panaka tak się przeraził, że nawet nie stawił mi oporu, lecz posłusznie, jak dziecko, poszedł za mną do Winnetou, który stał jeszcze w drzwiach i chwycił go za drugą rękę. Wciągnąwszy go do środka, zamknęliśmy drzwi za sobą.
— Prędzej światła, prędzej, mr. Harbour! — zawołałem do ciemnej izby.
Wkrótce zabłysło światło lampy. Twarz „Noża Żelaznego“, którą teraz wyraźniej zobaczyliśmy, wcale nie wydała nam się inteligentną. Porwanie jego odbyło się tak prędko, że Szeyennowie dopiero teraz poznali, jaki popełnili błąd, dopuszczając do tego. Podnieśli straszny krzyk i wołania, lecz my nie troszczyliśmy się o to, gdyż oni nic nie mogli przeciwko nam przedsięwziąć, dopóki dowódca ich był w naszej mocy.
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/141
Ta strona została skorygowana.
— 121 —