— Niech Wicz Panaka usiądzie z nami — rzekłem, wskazawszy mu krzesło. — Jesteśmy przyjaciółmi Szeyennów i cieszymy się, widząc u siebie ich wodza jako gościa.
To także wydało mu się tak osobliwem, że usiadł bez wahania. Przybył na czele ośmdziesięciu ludzi, żeby zdobyć farmę, a w dziesięć minut po pierwszym okrzyku wojennym znajdował się w niej, lecz nie jako zwycięzca. Wpadł w nasze ręce i musiał się z tem pogodzić, że drwiąc z niego, nazwaliśmy go gościem. Bezczelnością swoją zapobiegłem rozlewowi krwi, powagę chwili zamieniłem w śmieszność i sprawiłem to, że Szeyennowie wobec nas byli bezsilni.
W twarzy i wzroku Winnetou wyczytałem dla siebie uznanie, które mnie napełniło radością i zadowoleniem. Podawszy rękę Apaczowi, żeby mu podziękować, rzekłem:
— Czytam w duszy mego brata i oświadczam mu, że on był moim nauczycielem, a ja jego uczniem.
Winnetou uścisnął moją rękę w milczeniu. Słowa były tu zbyteczne, gdyż ja go bez nich zrozumiałem.
Wicz Panaka siedział między nami w zakłopotaniu, patrząc ponuro w ziemię. Szako Matto zajął miejsce naprzeciw niego, zwrócił nań posępnie oczy i zapytał:
— Czy dowódca Szeyennów zna mnie? jestem wódz Osagów, Szako Matto, którego wydania on żądał. Jak Wicz Panaka sądzi, co z nim zrobimy?
Na ukrytą w tych słowach groźbę odpowiedział zapytany:
— Old Shatterhand nazwał mnie gościem!
— To uczynił Old Shatterhand, lecz nie ja. Ty przeznaczyłeś mnie na śmierć, przeto ja mam teraz prawo żądać twojej.
— Old Shatterhand mnie obroni!
Na to wezwanie, zwrócone bezpośrednio do mnie, odpowiedziałem surowo:
— To będzie zależało od tego, jak się teraz zachowasz. Jeśli mi udzielisz wiadomości, których od
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/142
Ta strona została skorygowana.
— 122 —