westmana jest taki wał, choćby nie wysoki, bardzo pożądaną osłoną przeciwko nieprzyjaciołom.
Na krótko przed południem zauważyliśmy trop około dwudziestu jeźdźców, którzy szli z północnego wschodu prawdopodobnie także nad Rush-Creek. Ślady wskazywały, że konie były podkute, a ta okoliczność i lichy, często przerywany porządek, w jakim ci ludzie jechali, dowodził, że byli to biali. Bylibyśmy podążyli tym tropem, gdyby nawet był nie schodził się z kierunkiem naszej drogi, bo na Dzikim Zachodzie trzeba zawsze wiedzieć, kogo się ma przed sobą. Jasnem było dla nas, że ci ludzie wybrali się w góry, bo podówczas mówiono o wielkich ilościach złota i srebra, znalezionych w tych okolicach. Prawdopodobnie było to towarzystwo awanturników, którzy z powodu takich wieści zbierają się szybko, a potem równie prędko się rozchodzą. Są to natury zuchwałe i bez sumienia, które spodziewają się od życia wszystkiego, a mimo to nie martwią się zbytecznie, jeśli im życie nic nie da.
Ślady zostawiono przed pięciu godzinami, wobec tego nie spodziewaliśmy się, że dziś spotkamy się z tymi ludźmi, dojechaliśmy więc swobodnie aż do miejsca, na którem oni byli się zatrzymali. Kilka próżnych puszek z konserw, porzuconych nierozważnie, zdradzało, że jedli tam obiad. Leżała też tam próżna flaszka. Zsiedliśmy z koni, aby zbadać miejsce dokładnie, lecz nie znaleźliśmy nic podejrzanego. Dick Hammerdull podniósł flaszkę, potrzymał pod światło, a zobaczywszy, że w niej jeszcze jest kilka łyków, przyłożył ją do ust, lecz zaraz odrzucił. Splunąwszy z kwaśną miną, zawołał!
— Fe! Wystała woda, stara, woda letnia! A ja myślałem, że to łyk dobrej brandy! Ludzie, którzy to zostawili tutaj, nie mogą być gentlemanami. Kto wozi z sobą flaszkę, a w niej wodę, ten nie może wymagać, żebym ja go szanował. Co ty na to, stary szopie, Holbersie?
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/151
Ta strona została skorygowana.
— 129 —