Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/166

Ta strona została skorygowana.
—  144  —

Winnetou zrozumiał, podobnie jak ja, że milczenie byłoby w tym wypadku niestosowne. Należało właśnie poznać zamiary tych ludzi i porozumieć się z nimi.
— Jaki interes ma blada twarz na myśli? — zapytał Apacz.
— Powiem krótko i otwarcie. Old Wable chciał zemścić się na Old Shatterhandzie, a obawiając się, że sam tego nie dokona, przyszedł do nas i wezwał nas do pomocy. My zgodziliśmy się, lecz pod warunkiem, że otrzymamy dobrą nagrodę. On nam obiecał za to dużo złota. Zapewne rozumiecie mnie teraz?
— Uff!
— Nie wiem, co oznacza wasz okrzyk, domyślam się jednak, że zgodę. Tu w Colorado odkryto pokłady złota, a my właśnie chcieliśmy z Kanzas przenieść się tutaj na poszukiwania. Wiadomo wam, że to rzecz bardzo zwodnicza, że mimo wysiłków można często nic nie znaleźć. Nic dziwnego, że myśl Old Wabble’a wydała nam się doskonałą. Oto wy, mr. Winnetou, wiecie podobno o wielu miejscach, obfitujących w złoto.
Winnetou, któremu chodziło przedewszystkiem o to, żeby mnie ocalić, namyślał się przez chwilę, zanim dał następującą odpowiedź:
— Niejeden czerwony mąż zna miejsca, w których kryją się całe pokłady złota.
— A wy także?
— Oczywiście.
— Czy pokażecie nam takie miejsce?
— Czerwoni nie mają zwyczaju tego zdradzać.
— A jeśliby się ich do tego zmusiło?
— Toby nie pomogło, bo czerwoni mężowie raczej giną, niż to wyjawiają.
Pshaw! Czy tak chętnie umierają?
— Winnetou nie bał się nigdy śmierci.
— Słyszałem o tem. Tym razem jednak nie o was tylko idzie, lecz o wszystkich towarzyszy waszych. Old Shatterhand zginie, to już nie da się zmienić, bo