— Sądzicie więc, że Pan Bóg zaczeka, aż tych dzieł dokonacie? To Pan Bóg jest bardzo uprzejmy! Nieprawdaż?
Nie otrzymał oczywiście na to odpowiedzi, dlatego kopnął mnie i zawołał:
— Gadajcie, kiedy was pytam! To dla was wielki i niezasłużony zaszczyt, że Old Wabble z wami mówi! Kiedy wygnaliście mię z Ki-pe-ta-ki bez strzelby i bez konia, nie sądziliście chyba, że doścignę was tak rychło. Udałem się do Osagów i dostałem innego konia i strzelbę, ale te niedołęgi pozbawione są ducha przedsiębiorczości. Honskej-Nonpej nie miał ochoty puszczać się za wami. Zaniechał nawet kroków nieprzyjacielskich względem bladych twarzy i udał się z wojownikami do domu. Ale mnie to nie powstrzymało. Zwróciłem się do trampów i nakłoniłem ich, żeby mi pomogli, a koszta tego zapłacicie wy. Teraz mam mego konia i strzelbę, a do tego wasze konie i strzelby. Jesteście więc wobec mnie niczem, zasługujecie tylko na to, żeby was kopnąć!
Uderzył znowu z całej siły mnie i Winnetou. Już był podniósł nogę, by i Hammerdulla potrącić, lecz opuścił ją, mając widocznie grubasa za osobistość, niegodną nawet tego rodzaju uwagi. Gdy się odwrócił, rzekł Hammerdull z humorem, którego nie stracił nawet w tem położeniu:
— To szczęście wasze, najszanowniejszy mr. Wabble!
— Co? — spytał stary.
— Że cofnęliście nogę.
— Czemu?
— Bo właśnie brzuch mam bardzo czuły.
— Możemy spróbować!
Kopnął go mocno. Grubas pomimo rozmiarów ciała był bardzo zręczny. Jakkolwiek miał tak samo jak my nogi skrępowane, a ręce związane na plecach, zgiął nogi w kolanach, przysunął je do ciała, a odbiwszy się rękoma od ziemi, podskoczył jak pchnięty sprężyną i z taką siłą uderzył głową w brzuch Old Wabble’a, że sam padł na swoje miejsce, a stary kowboy
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/173
Ta strona została skorygowana.
— 151 —