— Ja się złoszczę? — krzyknął tramp. — Wy wszystko odwracacie!
— O nie! Wiemy nawet, że się rozzłościcie jeszcze bardziej.
— Kiedy i na co?
— Kiedy? Gdy pożegnamy się z wami. A na co? Na to, że stracicie towarzystwo tak poczciwych i wesołych ludzi, jak my.
— To humor rozpaczy u was, nic więcej! Domyślacie się chyba, co was czeka!
— Nie! Cóż postanowiliście z nami zrobić?
— Zdmuchnąć wszystkich!
— Pshaw! To nam nic nie zaszkodzi, że nas zdmuchniecie, bo my zaświecimy siebie nanowo.
— Szaleńcy z was, czyści szaleńcy!
— Skoro uważacie nas za waryatów, to muszę na chwilę zostawić żarty na boku i złożyć wam poważne oświadczenie. Jeśli kto z nas trzech jest waryat, to tylko wy, na to mogę przysiąc! Czyż to nie jest właśnie nieuleczalnem szaleństwem sądzić, że my się już nie wyratujemy z klatki, w którą nas zapakowaliście? Ja mimo swej tuszy wyśliznę wam się przez najmniejszy otwór. Długiego Pitta Holbersa nie utrzymacie wcale, bo nosem przewyższa wszystkie kraty wasze i sieci. O Old Shatterhandzie i Winnetou nawet nie mówię! Kto sobie uroi, że ich zatrzyma, ten chyba rozum postradał do reszty. Bądźcie pewni, że ulecimy wam, zanim się tego spodziejecie, albo nawet nie ulecimy, lecz coś lepszego uczynimy. Oto odwrócimy całą sprawę i was weźmiemy do niewoli. Dłużej niż jeden dzień pozostawać w zależności od was byłoby hańbą, której ja, człowiek wątłego ciała, nie przeżyłbym wprost.Wyrwiemy im się, nieprawdaż, stary szopie, Holbersie?
— Hm! — mruknął długi. — Jeśli sądzisz, że się wyrwiemy, to masz słuszność, kochany Dicku.
— Wybyście się nam wyrwali? — roześmiał się tramp szyderczo. — Więzimy was przecie tak dobrze pewnie, jak się przypadkowo także Holbers nazywam.
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/185
Ta strona została skorygowana.
— 163 —