— Naszych pieniędzy.
— Waszych pieniędzy? Dyabeł was zrozumie! Przecież wypróżniliśmy wam wszystkie kieszenie!
— Pshaw! Czy sądzicie, że majątek, który każdy z nas posiada, wozilibyśmy z sobą po Dzikim Zachodzie? Tysiące dolarów, któreśmy zebrali, zamierzaliśmy darować wam i waszemu bratu Joelowi, teraz jednak postanowiliśmy nie dać nic.
Nie oglądałem się, ale w duchu wyobrażałem sobie zdziwioną minę trampa. Upłynęła długa chwila, zanim przemówił:
— My... my... mieliśmy otrzymać... wasz... majątek?
— Tak.
— Drwicie sobie ze mnie!
— Ani mi się śni!
Zapewne przypatrywał się w milczeniu twarzom obu przyjaciół, gdyż upłynęła znów długa chwila, zanim odezwał się głosem, pełnym zdumienia:
— Nie wiem istotnie, co o was sądzić! Miny macie poważne, a jednak wasze gadanie może być tylko głupim żartem!
— Posłuchajcie, co wam powiem! jeśli uważacie siebie za człowieka, do którego mybyśmy się zniżyli, by się z nim w żarty wdawać, to nie znacie ani nas, ani siebie! Wy jesteście częścią osioł, a częścią łajdak, my zaś, jako rozumni i szanujący się ludzie, nie myślimy bawić się z osłami i łajdakami!
— Zounds! Nie zapominajcie, że jesteście naszymi jeńcami! Obrażać siebie nie pozwolę. Jeśli dalej będziecie rzucać dokoła siebie łajdakami, to może wam to wyjść na złe!
— Pshaw! Nie gniewajcie się na nas, bo my nie boimy się was wcale. Przyzwyczajeni nazywać wszystko po imieniu, nie możemy łotra nazwać honorowym człowiekiem.
— A jeśli ja zagrożę wam karą?
— Głupstwo! Czy jesteście może naszym nauczycielem, a my waszymi uczniami? Co nas dzisiaj,
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/191
Ta strona została skorygowana.
— 169 —