Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/193

Ta strona została skorygowana.
—  171  —

razie! Lepiej opowiedz mi, Picie, dokąd wówczas uciekłeś i czem się od tego czasu zajmowałeś! Jestem bardzo tego ciekaw!
Pitt zakaszlał kilka razy, a potem rzekł nie tak oschle jak zwykle:
— Dziwię się bardzo, dlaczego jestem dla was „ty“. Na to pozwala się przecież tylko gentlemanom, a nie ludziom, którzy tak się wyzbyli czci, że z całą bezwstydnością przystali do trampów. Muszę niestety przyznać, że jestem synem brata waszego ojca, lecz na moje usprawiedliwienie mogę dodać, iż nie ponoszę odpowiedzialności za to pokrewieństwo. Z wielką radością stwierdzam, że wbrew mej woli jestem waszym krewnym.
— Oho! — wtrącił tramp gniewnie. — Teraz mnie się wstydzisz? A wtedy nie wstydziłeś się, kiedyśmy ciebie żywili?
— Wy? Matka wasza jeść mi dawała, na co zresztą musiałem rzetelnie zasłużyć. Kiedy wy zbijaliście bąki, ja pracowałem tak, że mię kości bolały, a oprócz tego brałem za was baty. Wam nic nie zawdzięczam. Chciałem wam sprawić radość darowaniem oszczędności naszych, gdyż jako westmani nie potrzebujemy pieniędzy, ponieważ jednak znajdujemy was teraz jako trampów, jako nędzne i upadłe osobniki, nie oddamy w wasze ręce pieniędzy, które mogą uszczęśliwić ludzi godniejszych. Od dzieciństwa zobaczyliśmy się tu po raz pierwszy, ale równocześnie się rozstajemy. Z całego serca życzę sobie, bym już nigdy nie musiał spotkać się z wami!
Skąpy zazwyczaj w słowach Pitt Holbers wygłosił ku memu wielkiemu zdumieniu nawet płynnie tę długą mowę, a zachował się jak najwytworniejszy gentleman. Dick Hammerdull uznał to w ten sposób, że stwierdził czemprędzej:
— Słusznie, kochany Picie, słusznie! Z pod serca mi wyjąłeś te słowa! Możemy uszczęśliwić tem lepszych ludzi.