— Nie obawiajcie się zatem! Ale teraz muszę powiedzieć bratu, że znalazłem kuzyna Pitta, który nie pozwala mi nazywać siebie „ty“.
Ruszył naprzód i przejechał obok mnie na czoło orszaku, gdzie znajdował się jego brat, taki sam łajdak, jak on.
— Czy byłbyś to przypuścił? — rzekł za mną Hammerdull.
— Nie — odparł Pitt krótko.
— Ładne pokrewieństwo!
— Czarna złość mię na to porywa!
— A ja się nie złoszczę, bo oni mi są zupełnie obojętni.
— Ja jestem innego zdania!
— Czemu?
— Komuż darujemy pieniądze? Ja się wyrzekam bogactwa, bo nie lubię siedzieć na worku z pieniądzmi i nie chcę utracić zdrowego snu ze strachu, żeby mi ich nie skradziono.
— Teraz znowu będziemy musieli łamać sobie głowy nad tem, komu zostawić nasze pieniądze!
Na to ja odwróciłem się i rzekłem:
— Nie troszczcie się o to niepotrzebnie!
Przyjaciele podjechali ku mnie natychmiast, jeden z lewej, drugi z prawej strony, a grubas zapytał:
— Mamy się nie troszczyć? Czy znacie kogoś, zasługującego na to, żeby go obdarzyć?
— Mógłbym wam setki ludzi polecić, ale nie o tem myślę. Czy macie już pieniądze?
— Niestety nie. Są jeszcze u „generała“. Wszak o tem wiecie!
— Nie martwcie się zatem teraz! Kto wie, czy go schwytamy!
— O, wszak wy i Winnetou jesteście z nami! To znaczy tyle, jak gdybyśmy go już mieli w swej mocy! Czy słyszeliście, o czem dopieroco mówiliśmy?
— Znaleźliście kuzynów Pitta.
— Cóż wy na to, sir?
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/195
Ta strona została skorygowana.
— 173 —