Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/197

Ta strona została skorygowana.
—  175  —

im jechać za sobą i czekać spokojnie na dalsze wypadki, chodziło mi bowiem o to, żeby trampi jak najmniej widzieli mnie rozmawiającego z towarzyszami.
Bracia Holbersowie zatrzymali teraz konie, aż dopóki nie dojechali do nich Dick i Pitt. Izajasz wskazał na drugiego i rzekł:
— To jest kuzyn od batów, który teraz zabrania mi mówić do siebie „ty“.
Joel rzucił na Pitta lekceważące spojrzenie i odpowiedział:
— Niech się cieszy, jeśli wogóle pozwolimy mu rozmawiać z nami. On chciał nam darować pieniądze?
— Nawet cały majątek.
— I ty w to uwierzyłeś?
— Ani mi się śni!
— Przypatrz mu się tylko! On i majątek! Czysta przebiegłość głupca! Chciał nam rzucić przynętę. My oczywiście nie damy się złapać! Chodź!
Puścili się znów naprzód, a Dick Hammerdull zaczął żartować.
— Jesteśmy więc przebiegłymi głupcami, stary szopie, Holbersie! To są dwie właściwości, któremi możemy się podzielić. Jeśli ci to na rękę, to ja wezmę na siebie przebiegłość, a ty resztę.
— Zgoda! Tak musi być między przyjaciółmi! W ten sposób pożycza jeden drugiemu swego kapitału!
— Do pioruna! To niezła odpowiedź. Dziękuję ci!
— Drobnostka!
Teraz zawołano mnie naprzód, bym jako przewodnik jechał na czele. Dotychczas rzadko odzywałem się głośniej, by wskazać kierunek drogi. Ponieważ zaś teraz zbliżaliśmy się do spływu obu Rush-forków, gdzie wskutek nawodnienia przerywały preryę często mniejsze lub większe grupy drzew i krzaków, które utrudniały zachowanie właściwego kierunku jazdy, przeto musiałem teraz ściślej spełniać zadanie przewodnika. Ażebym jednak nie znalazł w tej okolicy sposobność do ucieczki,