Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/218

Ta strona została skorygowana.
—  194  —

się ręka pomiędzy strzelby. Skutkiem działania tych dwu dźwigni jest podwójne złamanie. Gdyby nie to, że porwaliście się na moją własność, bylibyście teraz wstali zdrowym z ziemi.
— Mówicie tak dlatego, żeby mnie złościć. Pshaw!
— Nie, słyszycie samą prawdę, a mnie to obojętne, czy w to uwierzycie, czy nie.
— Wierzę w to, w co ja chcę, a nie w to, co wam się podoba! Teraz zwiążę was znowu, a potem pojedziemy nad rzekę. Przeklęty ten obcy ze swoją żoną! Gdyby nie oni, byłoby to wszystko się nie stało. I mówić tu o Bogu i Opatrzności, która rzekomo opiekuje się ludźmi!
Ten człowiek nawet w tem położeniu nie mógł się powstrzymać, żeby nie zaprzeczyć istnieniu Boga i nie miotać bluźnierstwami! Pozwoliłem się skrępować, choć miałem doskonałą sposobność do ucieczki; gdy bowiem stałem obok Wabble’a, byłem zupełnie wolny, nieopodal leżały moje strzelby na ziemi, a mój kary czekał na mnie. Ale co byłbym przez to osiągnął? Byłbym oczywiście podążył za nimi, ażeby w nocy uwolnić towarzyszy, ale trampi byliby to przewidzieli i pilnowali ich z nieubłaganą czujnością. Teraz nie spodziewali się niczego, dlatego miałem nadzieję, że Kolma Puszi uwolni nas bardzo łatwo. Z tego więc powodu zaniechałem ucieczki.
Apanaczka mówił do Indyanki, ale bezskutecznie. Thibaut przypatrywał się im z hamowanym gniewem, lecz nie ośmielił się oddalić Komancza. Widocznie nauczka, którą mu dałem, poskutkowała. Nie odezwał się nawet ani słowem, kiedy podjechałem ku nim nieco bliżej, żeby posłuchać, o czem z sobą mówią. Były to niestety luźne wyrazy.
— Duch jej odszedł i nie chce powrócić! — skarżył się Apanaczka. — Matka nie rozumie syna!
— Pozwól, żebym ja spróbował, czy nie dałoby się przywołać jej duszy! — wezwałem go, podjechawszy na drugą stronę.