Z wielkiego niedbalstwa zostawili mi nieprzyjaciele moje strzelby i nie zważali na nie wcale, gdy mię zdejmowano z konia. Wziąwszy je ostrożnie skrepowanemi rękoma, zaniosłem na nasze miejsce i położyłem tam obok siebie. Widząc to, rzekł Apacz do mnie szeptem:
— Jeśliby tylko sam brat Shatterhand się wyrwał, wygralibyśmy, gdyż przeciwko twemu sztućcowi nic nie poradzą.
Wreszcie skończyli strażnicy wieczerzę i zaczęli gotować się do snu. Stary król kowboyów podszedł z Coxem do nas, ażeby się przypatrzyć, czy dobrze jesteśmy związani. Gdy oględziny wypadły po ich myśli, rzekł Cutter do mnie:
— Wszystko w porządku. Sądzę, że i bez wieczerzy będziecie dobrze spali. Śnijcie o mnie przyjemnie!
— Dziękuję! — odpowiedziałem. — Mogę wam już teraz powiedzieć, o czem będę śnił, jeśli was to zajmuje.
— Ciekaw jestem bardzo!
— Kiedy wam opatrywałem rękę, myślałem, że jeszcze czemś zajmę się dziś bardzo gorliwie.
— Nie rozumiem was!
— Zastanówcie się trochę!
— Pshaw! Ani mi się śni zastanawiać się nad tem, co powie Old Shatterhand! Aha! Już zgaduję!
— Naprawdę? To byłoby dziwne, bo przecież nie odznaczacie się zbytnio sprytem i bystrością!
— Z tobą także nie jest lepiej, łotrze! — zawołał gniewnie. — Spodziewałeś się pewnie, że dostanę gorączki z rany i z powodu cierpień nie będę mógł zasnąć. Wyobrażam sobie, jak się naprzód tem cieszyłeś!
— O tem nie myślałem wcale!
— Napróżno się wypierasz! Ale radość twoja stanowczo jest przedwczesna. Moja starcza konstytucya jest znacznie lepsza, niż ty sądzisz. Mojej niedźwiedziej natury żadna gorączka się nie chwyci. Że będę spał lepiej od ciebie, to nie ulega wątpliwości!
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/228
Ta strona została skorygowana.
— 204 —