Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/229

Ta strona została skorygowana.
—  205  —

Well! To dobranoc wam, mr. Cutter!
— Dobranoc, szubrawcze!
— Życzę wesołego przebudzenia ze snu!
— Nawzajem!
— Dziękuję, tembardziej, że to życzenie się spełni!
Zaśmiał się złośliwie i rzekł do dozorcy głosem napomnienia:
— Ten drab, który teraz właśnie mówił, jest widocznie niezadowolony. Uważaj na niego szczególnie i za pierwszym podejrzanym ruchem przyjdź i zbudź mnie zaraz!
Oddalił się razem z Coxem, a strażnik usiadł wprost przede mną, co oczywiście było dla mnie bardzo niewygodne.
— Głupi jak kujot! — szepnął Winnetou.
Miał słuszność. Skoro Old Wabble nie wziął słów moich ani za groźbę, ani za wyraz nadziei uwolnienia, lecz za pustą szyderczą przechwałkę, to nie dał wcale dowodu, że potrafi przewidywać. Dobry westman byłby z pewnością wyczuł w tem jakąś ukrytą myśl i zarządził środki ostrożności.
Obok ogniska leżała kupa chróstu, nagromadzona przez trampów w celu podtrzymywania ognia. Dozorca, którego zadaniem było także podsycać ogień, musiał odwracać się, gdy sięgał po materyał. Przez te krótkie chwile, w których to czynił, nie mógł nam się przypatrywać. Z tych przerw w jego uwadze musieliśmy skorzystać, jeśliby Kolma Puszi stosownie do obietnicy przyszedł do źródła, by nas uwolnić. Ledwie o tem pomyślałem, zaledwie strażnik dołożył drzewa po raz drugi, już usłyszałem za sobą szelest, a zaraz potem słowa, wprost do ucha mego wypowiedziane:
— Kolma Puszi jest tutaj. Co mam uczynić?
— Zaczekać, dopóki ja nie położę się na drugim boku — rzekłem równie cicho. — Potem rozetniesz mi rzemień na rękach i dasz mi nóż!
Dozorca znów zwrócił się do nas, ale równocześnie szelest oznajmił mi, że Kolma Puszi cofnął się szybko.