Im bardziej zbliżał się do nas swym szczególnym chodem, którego powodem jest brak napiętków przy mokassynach, tem lepiej można go było poznać. Niezbyt wysoki, lecz niezmiernie szeroko zbudowany, lat może pięćdziesięciu, robił wrażenie człowieka, nadzwyczaj silnego. W jednej ręce niósł strzelbę, a w drugiej zabitą kurę preryową. Dochodząc do lasu, zobaczył widocznie pomimo ciemności ślady, bo zatrzymał się i zwróciwszy się twarzą do gąszczu, zawołał znośną angielszczyzną:
— Kto jest ten, który zostawił ten ślad i znajduje się teraz między drzewami?
Winnetou położył rękę na mojem ramieniu, co miało mi zastąpić widok jego uśmiechu, wywołanego głupiem zachowaniem się Osagi. Jego bowiem pytanie było całkiem zbyteczne, gdyż albo w lasku znajdował się jego przyjaciel i sprzymierzeniec, a w takim razie mógł tam wejść bez obawy, albo ukrył się nieprzyjaciel, przed którego zamachem nie ochroniłoby go to pytanie. Jak się tego Osaga spodziewał, zawołał stary kowboy głosem donośnym:
— To ja, Old Wabble. Chodź tu!
— Czy są z tobą inne blade twarze?
— Nie. Czy nie widziałeś po śladach, że sam przyszedłem?
Wniosek Old Wabble’a nie był słuszny. Wszak mógł mieć towarzyszy, którzy, odłączywszy się od niego, mogli potem podobnie jak my dojść z drugiej strony do lasku. Old Wabble niewątpliwie nie sam znajdował się nad Republikan-River, ale towarzyszy jego nigdzie nie było widać. Albo chciał ukryć przed nimi to, że zetknął się z Osagą, albo zostawił ich może z powodu nas.
Szako Matto zbliżył się powoli do Old Wabble’a, gdyż ciemność nie pozwalała na szybkie kroki, usiadł obok niego i zapytał:
— Kiedy Old Wabble przyszedł tutaj?
— Prawie przed dwiema godzinami — odpowiedział starzec.
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/23
Ta strona została skorygowana.
— 13 —