— Wódz Osagów — rzekł chytrze stary kowboy — musi mi odpowiedzieć wpierw na kilka pytań, zanim usłyszy, o co chodzi. Czy znasz wodza Apaczów, Winnetou?
— Znam tego psa!
— Nazywasz go psem? Czy kiedy okazał się wrogiem wobec ciebie?
— Nieraz! Przed trzema laty wykopaliśmy byli topory wojenne przeciw Szeyennom i w kilku potyczkach zabiliśmy byli już wielu ich wojowników. Wtem zjawił się on i objął nad nimi dowództwo u boku ich naczelnika. Winnetou bojaźliwy jest jak kujot, ale przebieglejszy, niż tysiąc bab. Najpierw udał, że chce z nami walczyć, ale nagle cofnął się i zniknął po drugiej stronie Kanzasu. Kiedy my szukaliśmy tam napróżno jego i zbiegłych Szeyennów, on pośpieszył czempędzej do naszych wigwamów i zabrał nasze trzody i inny dobytek. Z naszego obozu urządził twierdzę, w której siedzieli pozostali nasi wojownicy, starcy, kobiety i dzieci i on z Szeyennami. W ten sposób zmusił nas do zawarcia pokoju, który jego nie kosztował ani kropli krwi, a nas pozbawił sławy naszego męstwa. Niech Wielki Duch sprawi, żeby ten parszywy Pimo wpadł mi już raz w ręce!
Fortel wojenny, o którym Szako Matto teraz opowiedział, był arcydziełem mojego Winnetou. Niestety, nie byłem świadkiem tego, ale od niego samego znałem wszystkie szczegóły tego zajmującego manewru, którym nietylko ocalił od pewnej zagłady zaprzyjaźnionych Szeyennów, lecz nawet pomimo liczebnej przewagi nieprzyjaciół poprowadził ich do zwycięstwa bez krwi rozlewu.
— Dlaczego nie zemściliście się na nim? — spytał Old Wale. — Przecież pojmać go tak łatwo! On rzadko przebywa w wigwamach swoich Apaczów, bo zły duch pędzi go ciągle po preryach i górach. Nie lubi otaczać się towarzyszami, wystarczyłoby więc rzucić się na niego, żeby go dostać w swoją moc.
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/26
Ta strona została skorygowana.
— 16 —