siedział, a tam Winnetou uporał się już był z Old Wabble’m. W dwie minuty może byli obydwaj skrępowani, a Winnetou świsnął trzy razy, bo to był znak, umówiony z towarzyszami. Wkrótce nadeszli wszyscy trzej z naszymi końmi i strzelbami. Jeńców, którzy nie odzyskali byli jeszcze przytomności, położono napoprzek grzbietów końskich i przywiązano jak wory. Następnie wyszliśmy z owego lasku, ażeby nie spotkać się z towarzyszami Old Wabble’a, bo gdyby się był choć jeden z nich dostał niepostrzeżenie do owego drzewa z włócznią, bylibyśmy się narazili na największe niebezpieczeństwo. Pojechaliśmy najpierw w górę potoku, a potem prosto przez preryę. Po pewnym czasie znaleźliśmy odosobnioną grupę krzaków i tam się zatrzymaliśmy. Grunt był tam wilgotny i dość głęboko przez bawoły wygnieciony. Na dnie tego wgłębienia mogliśmy wśród zarośli rozniecić małe ognisko, którego blask nie dochodziłby do preryi.
Odwiązaliśmy od koni obu jeńców i położyliśmy przy ognisku. Z ogłuszenia otrząsnęli się oni już przedtem, ale w drodze milczeli. Gdy teraz ujrzeli nasze twarze, wódz nie odezwał się ani słowem, Old Wabble zaś krzyknął w przerażeniu, szarpiąc nadaremnie więzy:
— Do kroćset piorunów! Znowu ci nabożni pasterze, którzy tym razem nie jedną, lecz dwie owieczki poprowadzą na paszę! Skąd wam przyszło na myśl schwytać mnie znowu? Czy żal wam było tych rozżarzonych węgli, które, jak wam się zdaje, rozsypaliście na mej siwej głowie?
Winnetou był za dumny na to, żeby odpowiadać, a ja poszedłem za jego przykładem. Ale Dick Hammerdull, wiedząc z rozmowy ze mną, co starzec przeciw nam knował, rozsierdził się na Old Wabble’a i, uważając widocznie spokojne słuchanie tych słów szyderczych za tchórzostwo z naszej strony, odpowiedział:
— Nie nazywajcie siebie owieczką! Jesteście gorszym od najgorszych drapieżców, które zabijają widocznie tylko dlatego, że same żyć muszą! Płonie tu
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/36
Ta strona została skorygowana.
— 24 —