rozbójniczych dozna zwłoki, ale w tej chwili nie byliśmy panami stosunków, ani nawet czasu, wskutek czego drobne, nieprzewidziane zdarzenie mogło wydrzeć nam zdobyte narazie korzyści. Napad na farmy został odwleczony, ale nie zaniechany. Należało przeto zawiadomić przynajmniej Fennera, który to ostrzeżenie mógł posłać dalej. Ale komu można było poruczyć to poselstwo? W każdym razie nie Treskowowi. Hammerdullowi i Holbersowi, choć byli westmanami, również trudno było powierzyć rzecz tak ważną. Chodziło bowiem nietylko o to, żeby tam dojechali, lecz także, żeby cało wrócili, co było połączone z jeszcze większemi niebezpieczeństwami. Zostawał wreszcie Winnetou, albo ja. Co do mnie, to wolałem, żeby Winnetou wziął tę sprawę na siebie, ponieważ ja lepiej zgadzałem się z naszymi trzema towarzyszami, z którymi on byłby musiał pozostać bez mojego pośrednictwa, jeślibym się udał do farmy Fennera. Wódz Apaczów nietylko przypatrywał się koniowi Szako Malta okiem znawcy, lecz poprostu odważał go i oceniał w myśli. Naraz wstał, podszedł do konia, sięgnął do torby przy siodle, wyrzucił wszystko, co w niej było, na ziemię, włożył do niej kilka kawałków mięsa, zarzucił na ramię swoją strzelbę srebrzystą i zwrócił się do mnie z zapytaniem:
— Co mój brat powie o ogierze Osagi?
— Płuca ma zdrowe — odrzekłem — ścięgna wytrzymałe, a nogi jak u antylopy. Niechaj koń mego czerwonego brata zbierze siły na drogę do Colorado, ja sam nim się zaopiekuję, a Winnetou niech dosiędzie tego gniadego, a on go zaniesie prędko tam i z powrotem.
— Uff! Mój brat Shatterhand wie, dokąd chcę pojechać?
— Tak. My zostaniemy tutaj i zaczekamy. Ty powrócisz jutro, nim słońce zajdzie.
— Howgh! Żegnam moich braci!
Wskoczył na siodło i odjechał, spokojny o to, że ja i bez jego wskazówek spełnię tutaj, co do mnie
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/38
Ta strona została skorygowana.
— 26 —