należało. Inaczej miała się rzecz z towarzyszami. Zaledwie Winnetou odwrócił się od nas, zapytali mię o powód jego nocnej jazdy. Wyjaśniłem im to po cichu, żeby pojmani nie słyszeli, że właścicieli zagrożonych farm postanowiliśmy ostrzec. Po skromnej wieczerzy rozdzieliłem straż w ten sposób, że mogłem spać do północy. Czas od tej chwili do rana jest krytycznym w życiu na preryi, chciałem więc o tej porze czuwać, gdyż ufałem więcej sobie niż towarzyszom.
Zaleciwszy im, by jak najbaczniejszą uwagę zwracali na pojmanych, położyłem się i zasnąłem natychmiast. Spałem spokojnie i smacznie, dopóki nie zbudził mnie Dick Hammerdull, który miał trzecią straż.
Zastałem wszystko w porządku i wyszedłem z wgłębienia, ażeby przejść się za zaroślami. Po drodze myślałem nad tem, co począć z jeńcami.
Na życie ich nie godziłem, chociaż podług zwyczajów, panujących na sawannie, mieliśmy prawo przez odebranie im życia uczynić ich nieszkoliwymi dla nas i dla drugich. Czy jednak miał ich zbrodniczy zamiar ujść im bezkarnie? A jeśli nie, to jaką karę należało dla nich obmyśleć? Zastanawiałem się nad tem, czyby nie było rzeczą odpowiednią zabrać ich z sobą do Colorado, żeby tymczasem minął czas napadu na farmy, ale tu wyłaniały się różne wątpliwości. Podróż z dwoma skrępowanymi ludźmi byłaby uciążliwa i powolna, pomijając już to, że wleklibyśmy ich właśnie tam, gdzie ich pędziła żądza zemsty. Wolałem wobec tego na razie wstrzymać się z wszelkimi planami na przyszłość i zaczekać na radę Winnetou.
Miejsce, w którem teraz znajdowali się Osagowie, znałem dokładnie, gdyż byłem tam dawniej już kilkakrotnie z wodzem Apaczów. Trzody bawołów, ciągnące w jesieni na południe, a z wiosną z nowu na północ, zwykle zachowują te same drogi, wydeptane głęboko i widoczne przez cały rok. Na takiej ścieżce bawolej leżało Wara-tu, czyli „Woda deszczowa“. Było to miejsce, podobne do tego, na którem my przebywaliśmy obecnie,
Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/39
Ta strona została skorygowana.
— 27 —