— Wódz Apaczów używa snu tylko wtedy, gdy ma na to czas. Brat Shatterhand ma także ciało żelazne, wie zatem, że nie jestem znużony.
— Czyń, co uważasz za stosowne! Gdzie się spotkamy?
— Brat Szarlih zna ową wielką jamę, którą Dakotowie nazywają Ki-pe-ta-ki[1]?
— Znam. Nazywają — ją tak, bo ma kształt baby siedzącej. Czy tam chcesz na mnie zaczekać?
— Tak. Ponieważ będziesz musiał okrążać i stracić nieco czasu, żeby się przypatrzyć Osagom, przeto my przybędziemy tam prędzej, niż ty i Hammerdull.
— Hammerdull? Czy on będzie mi towarzyszył?
— Tak.
— Czy brat sądzi, że sam nie podołam temu zadaniu?
— Nie wzgląd na liczbę Osagów zmusza mię do tego zarządzenia. Old Shatterhand nie bałby się ich, gdyby nawet dziesięć razy byli liczniejsi, niż są, ale łatwo może potrzebować pomocnika, choćby tylko dla pilnowania konia, którego brat nie weźmie z sobą tak daleko, jak trzeba będzie się zapuścić. Brat Szarlih z pewnością przyzna mi słuszność.
— Przyznaję, chociaż wiem, że raczej twoja miłość, aniżeli obawa o mnie dodaje mi towarzysza.
Zrozumiał, że go przejrzałem, bo uśmiechnął się na moją odpowiedź. Potem zwrócił się do wodza Osagów, z którym nie zamienił był dotąd ani słowa:
— Szako Matto odpowie na moje pytanie: Prawda, że zamierzaliście napaść na cztery farmy bladych twarzy?
Osaga milczał. Winnetou powtórzył pytanie, a gdy znowu nie otrzymał odpowiedzi, rzekł:
— Wódz Osagów do tego stopnia boi się wodza Apaczów, że słowa więzną mu w gardle.
Wyzwanie to nie chybiło celu, bo Szako Matto wybuchnął gniewnie:
- ↑ Stara kobieta.