Strona:Karol May - Old Surehand 05.djvu/82

Ta strona została skorygowana.
—  64  —

wiedliwości, wyrządzonej jemu i jego ludziom! Czy może nam przytoczyć choćby jeden wypadek, w którym by Old Shatterhand, albo Winnetou okazali się wrogami człowieka spokojnego? Czy nie słyszał nigdy,że przeciwnie nawet najgorszych wrogów oszczędzamy, jak tylko jest to możliwe? Gdyby zresztą dotąd o tym nic nie wiedział, to przekonał się teraz sam, kiedy mój brat i przyjaciel Shatterhand przemawiał za nim, chociaż wódz Osagów godził na jego życie. Szako Matto nie potrzebuje nadarmo słów tracić, bo my wiemy dobrze i oddawna to, co on nam chce powiedzieć, ale on zapewne nie wie tego, o czem my go pragniemy pouczyć, że kto żąda sprawiedliwości, sam nie powinien być niesprawiedliwym. On zamierzał nas oskalpować, a teraz widzi, że my mogliśmy zabrać mu skalp i życie. Ale niech zachowa sobie jedno i drugie. Odzyska nawet wolność, choć jeszcze nie dzisiaj. Za jego nieprzyjaźń odpłacimy mu dobrocią, a jego żądzę krwi względnością. Jeśli potem jeszcze będzie utrzymywał, że jesteśmy wrogami Osagów, to nie będzie godzien tego, żeby imię jego postało kiedy jeszcze na ustach czerwonego, albo białego wojownika. Szako Matto wygłosił długą mowę, a ja poszedłem za jego przykładem, chociaż jego słowa i moje były zupełnie zbyteczne. Powiedziałem. Howgh!
Teraz nastała głęboka cisza. Nietylko przemówienie, lecz także osoba i sposób wyrażania się Winnetou wywołały to wrażenie. Obaj wiedzieliśmy, iż słowa jego stosowały się nietylko do Osagi. Były zwrócone także do innych, a szczególnie do Treskowa. Szako Matto leżał z miną niewzruszoną. Nic nie wskazywało na to, żeby przemowa Apacza nań oddziałała. Treskow spuścił oczy i patrzył w bok, jakby w zakłopotaniu. Wreszcie spojrzał na mnie i powiedział:
— Zaprawdę, człowiek, obcując dłużej z wami i z Winnetou, musi wreszcie, czy chce, czy nie chce, przyjąć wasz sposób myślenia. Jeśli teraz uwolnicie wodza Osagów i jego ludzi, to ja pierwszy temu się