że twój stary Holbers nie może patrzeć na twoją krew? Czy to jest miłość twoja, którą mi tyle razy oświadczałeś? Wszak takiemi głupstwami czynisz siebie i mnie nieszczęśliwym! Czy na to ci urosła skóra, żeby ją darły niedźwiedzie pazury? Czemuż stoisz i patrzysz na mnie jak niemy? Odpowiadaj, człowiecze!
Hammerdull istotnie stał z otwartemi ustami i patrzał sztywnie na przyjaciela, zdziwiony długą jego mową. Wprost nie wyobrażał sobie, żeby to mógł powiedzieć cichy, oschły Pitt Holbers. Wreszcie potrząsnął głową i rzekł:
— Picie, stary Picie, czy to ty rzeczywiście? Nie poznaję ciebie! Zrobiłeś się nagle strasznym mowcą! Ktoby w to uwierzył? Czy naprawdę tak mię miłujesz?
— Rozumie się, że cię kocham, głupcze! Dlaczego zrobiłeś mi tę przykrość, że dałeś się podrapać? Jak ty wyglądasz! Spojrzyjno w lustro! Ach prawda! Lustra tu niema. Ty mi tylko zmartwienia, troski i boleści sprawiasz! Radości z tobą dożyć nie można!
— Nie narzekaj już tyle! Czy masz ze mnie radość, czy boleść, to wszystko jedno, skoro tylko wogóle coś masz! Ktoby był przypuścił, że taki piesek jest taki silny!
— Piesek? Wcale stosowne porównanie! Ale ja nie mogę patrzeć dłużej na twoje pokiereszowane oblicze! Chodź ze mną do wody! Muszę cię obmyć!
Chwyciwszy go za ramię, pociągnął do potoku, płynącego w pobliżu. Gdy wrócili, był grubas obmyty, tylko ślady pazurów zmyć się nie dały, a ubranie nie zrobiło się całem.
— Czy ten człowiek nie wygląda jak włóczęga? — zapytał Pitt. — Proszę was, mr. Shatterhand, o pewną grzeczność!
— Jaką?
— Wy macie pod siodłem igły i nici. Pożyczcie mi ich, bo muszę mu przecież pozaszywać te manatki!
— Owszem, weźcie je sobie!
Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/107
Ta strona została skorygowana.
— 297 —