Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/108

Ta strona została skorygowana.
—  298  —

Gdy wyjął igłę i nici, zaczął nawlekać igłę, ale przez pół godziny nie mógł tego dokonać. Wreszcie zabrał się jakoś do szycia, ale szwy szły w takich odstępach, jak drzewa przydrożne. Gdy drugi raz nawlókł, zapomniał zrobić guz, szył więc bezskutecznie, dopóki nie zwróciłem mu uwagi na to, że za każdym razem wyciągał nitkę. Potem go pouczyłem, jak powinien pozszywać poszczególne miejsca. Na to on odrzucił kłębek, a podsuwając mi nogę Hammerdulla, podał zarazem igłę, kłując mię nią przez nieostrożność w palec.
— Weźcie się wy do łatania — rzekł z gniewem — jeśli to lepiej umiecie? Połatajcie tego hultaja! Ja już mam dość szycia!
Skutek mego pouczenia był taki, że siedziałem prawie do rana i naprawiałem kurtkę, spodnie i kamizelkę Hammerdulla. Tymczasem upieczono mięsa niedźwiedziego, posilono się nim, a łapy, jak wiadomo, najlepszy przysmak, owinięto i schowano na później, gdyż wtedy nabierają najlepszego smaku, kiedy już robaki zaczynają się w nich roić. Nie wiem, czy wszyscy to lubią.
Gdy dzień zaszarzał, wsiadłem ja i Winnetou na konia i prowadząc za cugle deresza Apanaczki, pojechaliśmy w górę doliny, by tam zaczekać na Old Surehanda. Znalazłszy się u wylotu parowu, którym miał zejść, zatrzymaliśmy się w pewnem oddaleniu przy zaroślach. Tam ukryliśmy siebie i konie, ale tak, że poprzez gałęzie mogliśmy Surehanda zobaczyć, gdyby się zjawił.
Ponieważ Utajom mogło wydarzyć się coś nieprzewidzianego, albo wódz mógł plan zmienić, przeto z pewnem naprężeniem czekaliśmy przybycia Old Surehanda. Może w godzinę potem ujrzeliśmy człowieka, idącego po drugiej stronię między drzewami. Nie wyszedł był jeszcze na wolne pole, dlatego nie mogliśmy go rozpoznać, ale ja mimoto odważyłem się zawołać:
— Mr. Surehand! Mr. Surehand!