liśmy byli, zbadaliśmy bardzo dokładnie część drogi w górę i w dół, lecz nie dostrzegliśmy niczego. Widocznie niedźwiedź nie przeszedł był na drugą stronę. Przeprawiliśmy się przez potok, wydrapaliśmy się na ową skałę i natrafiliśmy na ślady, które widzieliśmy już wczoraj. Łączyły się one w szeroko wydeptaną ścieżkę, wiodącą poza róg skały. Winnetou nie poszedł tam odrazu, lecz wsunął głowę tylko tak daleko, że mógł jednem okiem spojrzeć na drugą stronę. Stanął nieruchomo i wyciągniętą poza siebie ręką dał nam znak, żebyśmy milczeli. Byłem pewien, że zobaczył niedźwiedzia. Kiedy się potem znowu do nas zwrócił, promieniała mu cała twarz.
Wziął Hammerdulla za ramiona i, nie mówiąc ani słowa, wsunął go całkiem cicho i powoli poza róg skały i kazał mu tam popatrzeć. Ale już w następnej chwili blady jak trup grubas cofnął głowę, przesunął się obok mnie i drugich, dopóki nie dostał się na ostatnie miejsce. Teraz i ja spojrzałem poza krawędź i przekonałem się, że bladość Hammerdulla nie przynosiła mu hańby. Między skałami i gęstymi krzakami kolczastymi wiodła ścieżka aż do miejsca, gdzie kamienie tworzyły potężną ścianę z daleko wystającym dachem. Tam leżał na zgrzebanej ziemi, trawie i kupie gałęzi „król niedźwiedzi“. Zasługiwał na tę nazwę, bo tej wielkości niedźwiedzia do tego czasu nie widziałem. Miał prawnie ze czterdzieści lat, czego dowodziła sierść, która nawet wskazywała na jeszcze starszy wiek. Co za cielsko, głowa i członki! We śnie wydawał się olbrzymem. Jakże musiał wyglądać, kiedy się podniósł! Gdy wreszcie także Apanaczka i Old Surehand uradowali się widokiem niezwykłego zwierzęcia, zeszliśmy na naradę. Gdy Old Surehand i Apanaczka podali pewne rady, a Hammerdull otoczył się odważnem milczeniem, Winnetou utopił we mnie wzrok, z owym nieopisanym wyrazem, którego nigdy nie zapomnę, i zapytał:
— Czy brat Shatterhand ma jeszcze do mnie zaufanie, jak dawniej?
Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/119
Ta strona została skorygowana.
— 307 —