Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/12

Ta strona została skorygowana.
—  212  —

zgrają, upadającą coraz niżej. A tymczasem kto upadł niżej i kto bardziej zasługuje na pogardę: czy biały, który jako tramp zapowietrza sobą kraj, jak parszywy, zgłodniały pies, czy Indyanin, który, ustawicznie okradany i pędzony z miejsca na miejsce, błądzi po lasach i preryach i opłakuje zgubę swego niewinnego narodu? Ty jesteś pies, a ja gentleman! To chciałem ci powiedzieć, choć czerwony wojownik nie lubi rozmawiać z psami. Howgh!
Odwrócił się od niego, nie czekając na odpowiedź i usiadł obok nas. Ja i Winnetou gotowi byliśmy bez zastrzeżeń przyznać mu słuszność. Inni nasi towarzysze także mu przytaknęli w tym wypadku, choć może inaczej zapatrywali się na ogół stosunków, panujących tam, gdzie się stykają z sobą czerwona i biała rasa. Prawdziwy Jankes rodowity nigdy nie przyzna, że jest winien upadku Indyan i nienaturalnej śmierci czerwonych braci.
Kiedy myśmy jedli, jeńcy leżeli spokojnie, tylko od czasu do czasu szeptali coś do siebie, czego oczywiście my nie mogliśmy dosłyszeć. Było to nam zresztą zupełnie obojętne, o czem oni z sobą mówili. Old Wabble przewracał się z boku na bok, z początku wzdychał ciężko, a potem zaczął już wyraźnie jęczeć z powodu wzmożonego teraz widocznie bólu, gdyż Hammerdull i Holbers ścisnęli go zbyt silnie rzemieniami. Wreszcie zawołał ze złością:
— Czy nie słyszycie, jak cierpię? Czy wy ludzie, czy oprawcy bez czucia?
Chciałem wstać, żeby zobaczyć, czy możnaby mu ulżyć bez niebezpieczeństwa dla nas, lecz Treskow mię wstrzymał.
— Nie pojmuję was, mr. Shatterhand! — rzekł potrząsając głową. — Chcecie mu pewnie piekło w raj zamienić? Ja na wszelkie rodzaje dozwolonej i rozsądnej humanitarności chętnie się godzę, ale wasza litość dla tego człowieka to poprostu grzech!
— Nie przeczę, że on zły, ale przecież jest człowiekiem!