Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/123

Ta strona została skorygowana.
—  311  —

— Tuż obok siebie! Jak można znać miejsce, w które należy wbić nóż?
— Na to nie pomoże żadna reguła, trzeba mieć miarę w oku — odpowiedziałem. — Nie wszystkie niedźwiedzie są jednakowo zbudowane, a futro może także czasem okropne skutki spowodować!
— Hm! A jeśli się trafi w żebro?
— To nóż się ześliźnie, a w nagrodę za to myśliwy traci szybko skalp.
— Dziękuję! W takim razie ja wolę moją strzelbę! Gdyby można było jedną ręką powoli wyszukać miejsce, żeby w nie potem pchnąć drugą, to i ja wtedybym spróbował.
— Walka z szarym niedźwiedziem nie jest zarzynaniem świń.
— Sam to widziałem. Cóż teraz zrobimy z tym nieszczęśliwcem?
— Zdejmiemy zeń skórę, a jego zostawimy.
— A mięsa nie weźmiemy?
— Dziękuję za nie!
— Czemu?
— Byłoby twarde jak podeszwy. Spieszmy się, gdyż Winnetou, jak się zdaje, ma dla nas jeszcze inną robotę.
— Brat Shatterhand odgadł — potwierdził Apacz.
— Czy jest jeszcze gdzie trop niedźwiedzia?
— Bardzo daleko stąd, w górnym końcu doliny.
— To jest łatwo zrozumiałe, bo niedźwiedzie nie żyją tak blizko siebie, jak bobry. Czy brat Winnetou sądzi, że uporamy się jeszcze dzisiaj przed nocą?
— Spodziewam się. Konie zaniosą nas tam szybko.
— A mnie wolno będzie pójść z wami?
— Nie — odpowiedziałem ja.
— Dlaczego? Czy źle się zachowałem w minionej wyprawie?
— Tu nie potrzebowaliście wogóle się zachowywać. Zresztą zdaje mi się, że ten hultaj był dla was za wielki?
— Nie będę temu przeczył, bo istotnie można sobie