Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/130

Ta strona została skorygowana.
—  316  —

powodem opuszczenia legowiska o tej porze jest to, że w tej okolicy dawno już nie było myśliwych.
— Gdzie leży bawół? — zapytałem.
— Brat mój nie może go stąd zobaczyć, bo po drodze rosną małe krzaki — odpowiedział Apacz.
— Zaoszczędziliśmy sobie czasu dzięki temu, że niedźwiedź wbrew swoim zwyczajom sam wyszedł teraz, bo nie potrzebujemy go szukać. Zsiądźmy tutaj i przywiążmy konie! Krzak, o którym mówił Winnetou, pozwala nam zbliżyć się do niego niepostrzeżenie.
— Niech moi bracia zaczekają chwileczkę! — rzekł Osaga, kiedy zsiadaliśmy z koni.
— Dlaczego? — — zapytał Old Surehand.
— Nie mam nic przeciwko temu, żeby brat Surehand zabił tego niedźwiedzia, lecz jabym chciał także wziąć udział w polowaniu.
— W jaki sposób?
— Tak, jak Old Shatterhand i Winnetou.
— To zbyt zuchwałe!
— Nie.
— Przeciwnie! Ja nie jestem pewien, czy zdołam go odrazu tak ugodzić nożem, żeby padł. Czy Szako Matto jest tego pewien?
— Ja także nie zabiłem dotychczas nożem niedźwiedzia. Nie radzę też brać noży, co istotnie byłoby niebezpiecznem. Ale czy Old Surehand może liczyć na swą strzelbę?
— Tak.
— To łatwo będzie go zabić. Mój brat ukryje się ze swoją strzelbą, a ja podprowadzę mu niedźwiedzia, jak przedtem Old Shatterhand Winnetou.
— Jeśli Szako Matto odważa się na to, to nie mogę na to się nie zgodzić.
— Nie będzie to jeszcze dowodem odwagi, byle tylko kula tam ugodziła, gdzie należy.
Pshaw! Ja chyba nie spudłuję!
— Czy Old Shatterhand i Winnetou nie sprzeciwiają się temu?