to także i zwrócił się w stronę, skąd głos pochodził. Ujrzawszy Indyanina, pobiegł kłusem ku niemu. Trzeba wziąć na uwagę, że kłus szarego niedźwiedzia dorównywa szybkości konia. Szako Matto zbliżył się do niego na dwadzieścia kroków, miał więc do Old Surehanda pięćdziesiąt. Na tej drodze musiał go niedźwiedź doścignąć. Do tego należy dodać, że, jeśli Old Surehand chciał niedźwiedzia nietylko zranić, lecz położyć trupem, nie mógł strzelać, zanimby zwierz nie podniósł się z ziemi i nie odsłonił mu swej piersi. To też zawołałem nań popiesznie:
— Teraz nie strzelać, mr. Surehand! Ja obronię Osagę!
Wymierzyłem niedźwiedziówkę i czekałem. Szako Matto nigdy chyba w życiu tak nie zmykał, ale napróżno. Niedźwiedź zbliżał się doń gwałtownie.
— Szako Matto, zboczyć! — krzyknąłem.
On i niedźwiedź pędzili wprost na nas, trudno więc było strzelić do zwierzęcia, a nie ugodzić człowieka. Indyanin nie zważał jednak na mój okrzyk i leciał prosto dalej. Wobec tego wyskoczyłem daleko z za krzaka i powtórzyłem przestrogę. Gdy niedźwiedź był już tylko o trzy kroki od Szako Matty, zrozumiał ten mnie i skręcił szybko na bok, a ja mając wolny cel, posłałem zwierzowi kulę, zanim zdołał zwrócić się za nim. Oczywiście nie był to strzał śmiertelny. Chodziło mi tylko o wstrzymanie niedźwiedzia i to mi się udało, bo zaraz stanął. Zwracając głowę na wszystkie strony, zobaczył swą krew i podniósł łapę do rany pod szyję. Z tej chwili skorzystał Old Surehand, podniósł się za skałą i ruszył śmiałym krokiem ku niedźwiedziowi. Oddalenie wynosiło mniej więcej trzydzieści stóp. Widząc nadchodzącego strzelca, wyprostował się niedźwiedź. Old Surehand szedł niewzruszenie naprzód i wypalił doń dwa razy w odstępie kilku kroków, a potem odrzucił strzelbę i dobył noża. Przezorność ta okazała się na szczęście zbyteczną, bo niedźwiedź padł, potarzał się kurczowo przez chwilę, drgnął kilka razy
Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/132
Ta strona została skorygowana.
— 318 —