Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/139

Ta strona została skorygowana.
—  325  —

— Tak.
— Uff! Dałem ci dwa dni czasu do spełnienia tego zadania. Jeśli ci się zdaje, że możesz z nas żartować, to ukarzę cię tem, że z tych dwu dni zrobię jeden i dziś jeszcze każę ci życie odebrać!
— Nie trać słów, lecz posyłaj ludzi, gdzie ci w kazałem!
— Uff! Ta blada twarz oszalała chyba dzisiaj.
Nie mógł uwierzyć słowom Old Surehanda, dlatego spytał go jeszcze raz, lecz otrzymał stanowczą odpowiedź:
— Zabijcie mnie natychmiast, jeśli mówiłem do was żartemǃ
Wreszcie posłał wódz czterech wojowników, a sam z resztą czekał z największem zaciekawieniem. W obozie panowała zupełna cisza. Wtem rozległy się głośne okrzyki zdziwienia, jako pewna oznaka, że czerwoni nie napróżno wyszli z obozu. Utajowie, którzy przedtem wszyscy byli usiedli, zerwali się ponownie, patrząc w stronę, z której mieli nadejść ich towarzysze. Wreszcie ci przyszli, a każdy przyniósł jedną skórę szarego niedźwiedzia i złożył obok ogniska.
Indyanie szaleli wprost ze zdumienia. Szarpali skóry na wszystkie strony i przypatrywali im się bardzo dokładnie. Najbardziej dziwili się oczywiście skórze starego niedźwiedzia, którego zabiliśmy w parowie. Napróżno szukali dziury od kuli, a gdy w końcu znaleźli dwa pchnięcia tuż obok siebie i zrozumieli, że nie został zastrzelony, lecz zakłuty, zamilkli i wszyscy zwrócili szeroko otwarte oczy na białego myśliwca.
U Indyan uchodzi zabicie szarego niedźwiedzia za czyn najbardziej bohaterski. Kto dokona tego bez niczyjej pomocy, tego czczą aż do śmierci, a nawet i potem, ten w radzie starszych wojowników zabiera głos zaraz po wodzu, chociażby był najmłodszy ze wszystkich. Ponieważ Utajowie, o których mowa, nie odznaczają się wybitną wojowniczością, przeto nic dziwnego, że ocenili zwycięstwo nad niedźwiedziem