Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/142

Ta strona została skorygowana.
—  328  —

Mówię, co chcę, i czynię, co mi się podoba, a ty niemasz prawa mi rozkazywać!
— Nie? Czy nie jesteś naszym jeńcem?
— Nie!
— Uff! Czy dlatego, że masz nóż i strzelbę?
Pshaw!
— To właśnie, że nie kazałem ci ich odebrać, powinno cię pouczyć, że jesteś zupełnie w naszej mocy. Zostaniesz napowrót skrępowany!
— Tego nie uczynisz!
— Kto mi zabroni?
— Ja! Spełniłem nałożony na mnie warunek i jestem wolny!
— O jeszcze nie! Mały niedźwiedź nic nie znaczy, a gdybym go nawet przyjął, to ocaliłbyś tylko życie.
— I wolność!
— Nie! Czy pójdziesz z nami, żeby wziąć sobie u nas skwawę?
— Nie.
— W takim razie zostaniesz w niewoli!
— Dziwię się, że ośmielasz się mówić do mnie w ten sposób. Kto bez obawy zeszedł na Kui-erant-yuaw i przyniósł cztery skóry szarych niedźwiedzi, ten nie obawia się czerwonych ludzi!
— Dowiodę ci jednak, że jest inaczej!
— Ciekaw jestem, jak tego dokażesz! Prawda to, że obiecaliście mi za cztery skóry tylko życie, ale ja przyniosłem sobie z doliny także wolność.
— Mów wyraźniej, jeśli moje ucho ma rozumieć twoje słowa!
— Dobrze! Pozostawiam ci do wyboru: Old Surehand będzie wam albo przyjacielem, albo wrogiem.
— Nie boimy się ciebie jako wroga!
— Zaczekaj chwilę, a będziesz mówił inaczej! Wykupiłem sobie życie, a teraz żądam wolności. Jeśli mi ją dasz dobrowolnie, zostanę na zawsze przy-