— I Old Shatterhand daje słowo Utajom, że jutro rano będą wolni, jeśli teraz pozwolą się skrępować. Wodzowi nałożymy pęta pierwszemu. Dicku Hammerdullu i Picie Holbersie, wy się na tem rozumiecie. Howgh!
Dziwna to rzecz, jak szczególny skutek wywiera takie spokojne, pewne siebie wystąpienie na takich ludzi, jakimi byli Utajowie. Nasza sława i obawa Indyan przed moją strzelbą, rzekomo czarodziejską, zrobiły swoje, a także postać Apacza i jego wzięcie się wywołały zamierzony skutek. Wódz się nie bronił, kiedy mu nakładano rzemienie, a podwładni jego musieli oczywiście pójść za jego przykładem. Gdy ostatni był już skrępowany, spuściłem sztuciec. Przyznaję, że mię już dobrze ręce bolały.
Zaraz potem odebrał sobie Old Surehand swoje rzeczy. Usposobiło go to pobłażliwie, że niczego nie brakowało, dlatego oświadczył:
— Indyanie zasłużyli właściwie na dobrą nauczkę, bo w tem nic przyjemnego, włóczyć się przez kilka dni jako jeniec. Tego, że zabiłem im dwu ludzi, nie mogą mi brać za złe, gdyż broniłem własnego życia. Ale mimo wszystko uważam rachunki moje z nimi za wyrównane. Zgadzam się na to, żeby sobie jutro poszli swoją drogą, ale skór niedźwiedzich im nie dam!
— Tegoby jeszcze brakowało! — wtrącił Dick Hammerdull. — Kto chce mieć skórę niedźwiedzią, musi sam o niej pomówić z naturalnym jej właścicielem.
Nieprawdaż, stary szopie, Holbersie?
— Hm! — mruknął długi. — Nie mogę nie przyznać ci słuszności.
— Ale panowie! — zawołał Hammerdull. — Kto powlecze te ciężkie skóry z sobą? To przecież kłopot!
— Moi bracia wyrzekną się skór i zachowają tylko trofea — odpowiedział Winnetou. — To wystarczy.
Miał na myśli zęby, pazury i uszy niedźwiedzi, które myśliwi zwykle noszą na szyi lub na kapeluszu. To wszystko zabraliśmy byli zaraz po zabiciu zwierząt.
Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/146
Ta strona została skorygowana.
— 332 —