Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/15

Ta strona została skorygowana.
—  215  —

będą już wasze, tymczasem ja przepowiedziałem wam, że je wkrótce odzyskam. Już dziś popołudniu sam je niosłem, a teraz są napowrót moją własnością.
— Żałuję, że nie leżą razem z wami w piekle! Nie nacieszyłem się ich posiadaniem, a złamałem przez nie rękę!
— Nabawiliście się cierpień, które nie tak prędko się skończą. Czy przypominacie sobie, jak prosiliście mnie, żebym po śmierci odwiedził was jako upiór? Czy pamiętacie jeszcze, co wam na to odpowiedziałem?
— Nie chcę tego słyszeć!
— Bądźcie cierpliwi! Oświadczyłem wam wtedy, że stanę nad wami jeszcze przed swoją śmiercią. Czy do tego nie przyszło? Nawet najprostszy człowiek może prawdę przepowiedzieć, jeśli tylko wierzy, że dobre ma zawsze nad złem przewagę. Czy przyznajecie, że źle postąpiliście ze mną?
— Przyznaję, przyznaję!
— Czy wstąpicie raz wreszcie na nową, lepszą drogę?
— Tak, tak, tak! Rozluźnijcie mi tylko rzemienie i przestańcie mnie nauczać! Nie jestem dzieckiem!
— Niestety! Nie myślcie, że ja was nauczam i nie uważajcie mej łagodności za słabość! Ja mam tylko litość dla was i wcale się nie łudzę, że poprawię was słowami, bo najpiękniejsze, najbardziej porywające nauki odbijają się od was, jak groch od ściany. Ktoś zupełnie inny niż ja pomówi z wami, ale nie słowem, tylko czynem. Gdy runiecie pod ciężarem tego ciosu, ja będę mógł sobie powiedzieć, że nie zaniedbałem niczego, by was ocalić. Teraz wiecie, dlaczego z wami mówię. Teraz postaram się ulżyć wam w cierpieniach, gdyż tu nie tylko więzy wam dokuczają, lecz także gorączka, która wam rękę trawi.
Ja odbywałem pierwszy straż, gdyż towarzysze ułożyli się do snu, i przez ten czas chłodziłem wodą rękę staremu. Kolma Puszi miał objąć straż po mnie. Kiedy odchodziłem, żeby go zbudzić, usłyszałem słowa Wabble’a: