— Przypomnijcie sobie, co powiedziałem wam w farmie Fennera. Będziecie błagali Boga o przedłużenie życia o minutę, dusza wasza wrzeszczeć będzie ze strachu przed sprawiedliwością Boga, a kiedy pięść śmierci przygniecie ciało wasze, będziecie wyli o darowanie wam grzechów!
— Precz, precz! — ryknął wściekle. — Dajcie mi nóż, nóż, ażebym mógł przebić tego łotra, zanim jeszcze umrę!
Wtem zbliżył się do nas Old Surehand. Usłyszawszy ostatnie słowa starca, rzekł do mnie:
— W ostatniej chwili już go nie przerobicie. A może spróbujecie modlitwy?
Spojrzawszy nań, przekonałem się, że powiedział słowa te poważnie. Mimoto zapytałem:
— Dlaczego dajecie mi tę radę?
— Ponieważ wczoraj mówiliśmy o modlitwie, a wy wierzycie w moc jej niewzruszenie!
— Well! Jeśli Bóg pozwoli, otrzymacie dowód tej mocy, ale jeszcze nie w tej chwili!
Old Wabble zaczął znowu naprzemian jęczeć i ryczeć. Wobec tego oddaliłem się od niego. Gdy po upływie pół godziny znowu przyszedł do siebie, zbliżyłem się doń, a on poznał mię i syknął:
— Czy przypominasz sobie jeszcze, o czem to mówiliśmy wówczas na Llano Estaccado? Podaj mi jakiś czyn twego Boga, ty niebieski baranku!
Czyż miałem mu teraz, chociaż wciąż jeszcze szydził, odpowiedzieć w sposób poprzedni? Nie. Nic już nie mogłem uczynić dla tej duszy straconej. Tymczasem zbliżył się do nas Old Surehand. Ukląkłszy zacząłem się modlić, nie cicho, lecz głośno, żeby Old Surehand i Old Wabble mogli to słyszeć. Kiedy skończyłem i powstałem, miał Old Surehand oczy wilgotne. Uścisnął mi rękę i rzekł zcicha:
— Teraz wiem, co znaczy modlitwa! Jeśli to nie pomoże, to widocznie Bóg odwrócił odeń swoją łaskę na zawsze!
Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/175
Ta strona została skorygowana.
— 361 —