Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/204

Ta strona została skorygowana.
—  390  —

— Z którego szczepu?
— Utajowie.
— Ach! To osobliwe! Cóż dalej?
— Dali mi jeść i pić, a potem zabrali mnie z sobą. Jeden z młodych wojowników, Tusaga Saricz, chciał mnie pojąć za żonę i dlatego nie puścił mnie od siebie. Gdy przybyłam do ich pastwisk, dalej wzbraniałam się zostać jego żoną. On chciał mnie zmusić, lecz ja tymczasem wróciłam do sił, stoczyłam z nim walkę i zwyciężyłam. Wobec tego wyrzekł się mnie, a nikt inny mnie nie pożądał, bojąc się żony, zwyciężającej wojowników.
— A jaki teraz panuje stosunek między wami, a Utajami?
— Są moimi przyjaciółmi. Tusaga Saricz kocha mnie dzisiaj jeszcze, choć wówczas nie wziął mnie za żonę i zrobiłby dla mnie wszystko. Oczywiście nie wrócili mi wtedy zaraz wolności, dopiero w dwa lata potem, gdy przysięgłam na gusła, że będę się zawsze uważała za wojownika Utajów. Pospieszyłam oczywiście natychmiast do Denver, ale moi chłopcy zniknęli stamtąd. Etters i Thibaut z groźbami zażądali od psychiatry wydania Tokbeli. Poszła z nimi, lecz zaczęła szaleć, gdy rozłączono ją z Fredem, musieli więc zabrać chłopca z sobą. Bankier zniknął także i to z moim synem, Leonem. Dopytując się o nich, dowiedziałam się od szeryfa, że w kilka dni po zamknięciu bankiera przybyli urzędnicy policyjni, ażeby zaaresztować go z powodu uwolnienia pewnego więźnia.
— Należy więc przypuścić, że Etters i Thibaut donieśli o tem władzy, lecz ktoś ostrzegł go jeszcze zawczasu. Uciekł i zatarł troskliwie ślady za sobą.
— Tak uczynił, gdyż przez wiele lat napróżno szukałam jego i Tokbeli.
— Mogę wam powiedzieć dla uspokojenia, że przybrał sobie inne nazwisko i chłopca wychował troskliwie. On lub jego syn mieszka teraz w Jefferson-City.