— W tym dniu postanowiliście przybyć do Devils-head.
— Kto to powiedział?
— Dan Etters.
— Do kroćset! — wybuchnął. Nie znam żadnego Ettersa.
— To on was zna!
— Także nie!
— Nie? Przecież listy do was pisuje!
— Listy?
— Listy na skórze, a pismo zabarwione cynobrem. Czy to nie prawda?
— Niech was dyabeł porwie! Nic nie wiem o żadnym liście!
— Jest w torbie przy siodle.
— Podpatrywaczu! Przeszukaliście moje rzeczy?
— Oczywiście!
— Kiedy?
— To moja rzecz. Wedle mego obliczenia bylibyście na dzień przed św. Cypryanem przybyli do Devils-head, dlatego skrępowaliśmy was nieco, ażebyście zaczekali. Po co tam śpieszycie tak wcześnie? Czy mam słuszność?
— Wolałbym, żebyście razem ze swoim Cypryanem znaleźli się tam, gdzie pieprz rośnie!
— Wierzę bardzo, lecz to niemożebne, gdyż potrzebny jestem gdzieindziej.
— Czy wolno zapytać, gdzie?
— Zobaczycie sami, gdyż pojedziecie tam z nami.
— Ani mi się śni!
— Co wam się śni, o to my nie pytamy, gdyż odtąd będziecie to czynili, co nam się będzie podobało. Powiedzcieno, kto jest ten Wawa-Derrik, o którym mówi czasem wasza żona?
— Zapytajcie ją samą!
— To zbyteczne! Wawa to wyraz z narzecza Mokwi, domyślam się więc, że ona jest Indyanką ze szczepu Mokwi i określa tem słowem swego brata.
Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/212
Ta strona została skorygowana.
— 398 —