Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/225

Ta strona została skorygowana.
—  409  —

jednak odstąpimy od tego zamiaru, jeśli odwrócą się od „generała“, a zbliżą się do nas, wtedy wódz przemówił głośno, jakby do nas wszystkich:
— Skoro nam to przyrzekacie, nie będziemy go dłużej osłaniać. Obiecaliśmy mu przyjaźń i wypaliliśmy z nim kalumet, nie możemy więc być jego wrogami. Wobec tego wolno nam tylko oddalić się stąd zaraz, by wrócić przez las do parku, a rano ruszyć dalej. Jesteście zatem panami drogi, którą on musi tu nadejść, możecie go pochwycić i uczynić z nim, co wam się podoba. Tusaga Saricz powiedział. Howgh!
Ani Winnetou, ani ja nie dowierzaliśmy im, kiedy jednak Kolma Puszi zaręczyła za nich, przyjęliśmy te warunki bez długiego namysłu. Przed upływem godziny odeszli w ciemności leśne, prowadząc konie i niosąc w rękach płonące łuczywa. Na naszą prośbę udała się za nimi Kolma Puszi, a gdy wróciła, doniosła, że odeszli rzeczywiście i nie mieli względem nas podstępnych zamiarów. Zgasiwszy ognisko, położyliśmy się spać, ale przez całą noc utrzymywaliśmy straż przy parowie. Old Surehand nie powiedział nam sam, w jaki sposób dostał się znów w ręce Utajów, my zaś nie chcieliśmy mu sprawiać przykrości. Tak więc całą tę sprawę pokryło milczenie.
Czekaliśmy aż do południa, ale „generał“ się nie zjawił. Wobec tego nasunęło mi się podejrzenie, że Utajowie nas okłamali. Może wcale nie jeździł na Dewils-head. Nie pozostawało nam nic innego do wyboru, jak tam wyruszyć.
Była to bardzo uciążliwa droga dla koni, a ciągnęła się między ciasno stojącemi ścianami skalnemi, albo nad przepaściami. Kolma Puszi prowadziła pochód. Może po dwóch godzinach jazdy zabrzmiał przed nami okrzyk. Jeździec wychylił się naprzeciwko nas z poza załomu drogi. Był to „generał“. Pierwszy okrzyk podniósł na widok naszej przewodniczki, na której zatrzymało się jego pełne przerażenia spojrzenie. Potem dostrzegł mnie jadącego za nią.