Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/28

Ta strona została skorygowana.
—  228  —

Wstawszy, oddalili się, by poszukać odpowiednich prętów. Mówiliśmy stosunkowo nie głośno, trampi więc nie mogli nas zrozumieć. Gdy poznali, że skończyła się nasza narada, spytał się Cox w takim tonie, jakby położenie jego się polepszyło:
— Jakże tam? Kiedy nas rozwiążecie?
— Kiedy nam się spodoba — odparł Treskow. — Narazie nie myślimy o tem.
— Dopókiż będziemy tu leżeć? Chcemy odjechać!
— Co wy chcecie, to nas nic nie obchodzi. Dziś nasza wola rozstrzyga!
— Jesteśmy wolnymi westmanami. Zapamiętajcie to sobie! Jeśli tego nie uwzględnicie, będziecie mieli z nami do czynienia!
— Ty drabie! Czy chcesz dzisiaj jeszcze bardziej się ośmieszyć, niż wczoraj, kiedy to zdawało ci się, że może nas wedle upodobania prowadzić z sobą, jak psy na linewce? W twej mózgownicy nie mogła oczywiście zaświtać myśl, że my już w godzinę po waszym napadzie wiedzieliśmy o czasie i miejscu naszego wyswobodzenia, dlatego nie wyczułeś drwin, któremi Old Shatterhand odpowiadał na twe grubijaństwa. Śmierdzący pies, jak nazwałeś Kolmę Puszi, spotkał się z nami nie przypadkiem, lecz z rozmysłu, chciał bowiem przekonać się, czy prowadzimy was rzeczywiście do pułapki, w której mieliśmy was pochwycić. Ponieważ tego wszystkiego nie zauważyłeś i nie odgadłeś, dałeś dowód, że jesteś uosobieniem głupoty, najbardziej politowania godnej. I ty ośmielasz się nam grozić? O nędzne kreatury! Piszczałki już wycinają, a wy zaczniecie wnet wedle nich tańczyć i śpiewać! W głupocie swej z pewnością nie wiecie, co te słowa znaczą, dlatego powiem wam to wyraźniej, bez porównania. Kije się na was wycina. Będziecie nimi bici dopóty, dopóki się nie wyrąbie was z waszej głupowatości!
Ta długa przemowa uniesionego gniewem prawnika wywołała skutek, który nie da się opisać. Nad