Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/32

Ta strona została skorygowana.
—  232  —

myślicie, że oni jeszcze wierzą w istnienie pokładów złota w tem miejscu?
— Tak. Oni uważają siebie mimo swej głupoty za bardzo rozsądnych, a ponieważ my nie wyśmialiśmy ich osobno z powodu wiary w nasz podstęp, przeto są przekonani, że bonanca jest tam rzeczywiście.
— Dlatego więc podążą za nami. A drugi powód?
— Chęć zemsty.
— To słuszne. Kipi w nich z pewnością jak w garnkach. Toteż całą siłą uczepią się naszego tropu i nie będą szczędzili trudu, by nas doścignąć.
— Co im się jednakowoż nie uda!
— Może dlatego, że nasze konie lepsze.
— Istotnie mamy wyższość nad nimi, a powtóre oni nie będą mogli tak rychło wyruszyć z nad źródła z powodów, nam znanych.
— Tak, to długo potrwa, zanim który z nich zdoła rozpętać się z rzemieni i uwolnić drugich.
— Na kobietę, chociaż nie skrępowaną, liczyć nie mogą, bo gdy ją wezwą, by ich rozwiązała, kiwnie im głową i odejdzie od nich. A co będzie, gdy będą wolni i wsiędą na konie?
Hammerdull pośpieszył z odpowiedzią na te wątpliwości:
— Wtedy także nie pójdzie im tak szybko, jak sobie tego życzyć będą. Wszak ta właśnie część ciała, która u jeźdźca przedewszystkiem powinna być zdrowa, stała się u nich nader czułą z powodu batów. Przynajmniej ja pragnę, żeby ich to spotkało. A ty nie, stary szopie, Holbersie?
Zapytany odparł:
— Jeśli sądzisz, kochany Dicku, że ta okolica ich ciała zmiękła i osłabła, to ja nic nie mam przeciwko temu. Mnie się zdaje, że z tobą także nie byłoby inaczej.
— Jabym nie pozwolił, żeby mnie obito!
— Gdyby cię pochwycili, wytrzepaliby ciebie tak samo, jak ty ich wysmagałeś.