Wyjął kilka nuggetów z kieszeni, ukrytej za pasem, żeby zapłacić za wszystko kowalowi. Ten jednak oświadczył, że przyjmie część zapłaty tylko za swoją pracę. Lecz Apacz nie zgodził się na to i nie cofnął niczego. Wśród podziękowań i serdecznych życzeń czworga zacnych ludzi ruszyliśmy ku górom.
Wieczorem przybyliśmy na drugą stronę wzgórz, zbudowanych z piaskowca, i znaleźliśmy się w obliczu właściwych Gór Skalistych.
Nie troszczyliśmy się wcale o to, dokąd pojechali trampi, albowiem chcieliśmy jak najrychlej dotrzeć do parku St. Louis, gdzie spodziewaliśmy się spotkać Thibauta z żoną. Reszta osób z jego towarzystwa, z wyjątkiem Old Wabble’a, była nam obojętna.
Teraz musieliśmy zboczyć z dawnego szlaku kontynentalnego. Przed nami otwarła się scenerya górska w całym swoim przepychu. Widok wspaniałych lasów wprawiał nas w zdumienie. Zwłaszcza budziły w nas podziw wysokie drzewa, choć nie dorównywały sekwojom Sierry Newady, wśród których znajdują się olbrzymy o stu stopach w obwodzie. W okręgu Visalia rośnie sekwoja, mająca trzydzieści pięć stóp w średnicy.
Jechaliśmy teraz równiną, wznoszącą się ukośnie i szeroką na kilka mil, porosłą zupełnie lasem. Nie był to przykryty zielonym dachem koron dziewiczy bór północy. Olbrzymie drzewa stały pojedyńczo, zdala od siebie, dotykając się zaledwie wierzchołkami, które dążyły w górę, a nie ku sobie. Promienie słoneczne przedzierały się przez nie, rozpraszając ciemności, właściwe borom północnym. Zdążaliśmy ciągle w górę po tej skośnej równinie, której ja nie znałem. Winnetou jednak, który był już raz tutaj, oznajmił nam:
— Po drugiej stronie tego wzgórza leży Kui-erant-yuaw[1], w której o każdej porze spotkać można szarego niedźwiedzia. Czerwoni wojownicy nie lubią
- ↑ Dolina niedźwiedzi.