Strona:Karol May - Old Surehand 06.djvu/93

Ta strona została skorygowana.
—  285  —

— Czy tylko ten jest sławny, czyje imię twoje uszy usłyszały?
— Kto tak zna Zachód jak ja, ten zna także imiona wszystkich sławnych tutaj ludzi.
— Uff! Chcesz mnie słowami swemi obrazić, ażebym cię prędko zabił, ale to nie nastąpi! Będziesz musiał zmierzyć się z szarym niedźwiedziem!
— Ażebyś ty mógł potem chełpić się zdobyciem jego skóry, pazurów i zębów i kłamać, że ty położyłeś go trupem!
— Milcz! Jest tu pięćdziesięciu wojowników, którzy będą wiedzieli, że nie ja go zabiłem. Czy wobec tego mógłbym kiedyś twierdzić coś podobnego?
— Każdy tchórz jest zdolny do kłamstwa. Dlaczego posyłacie mnie w Dolinę Niedźwiedzi?
— Kto nas nazywa tchórzami, ten jest dla nas kujotem, którego głosem gardzimy!
— Jeśli mówisz o pogardzie, to gardź samym sobą!
— Psie! Czy nie siedziałeś przy naradzie i nie słyszałeś każdego słowa, kiedy zastanawialiśmy się nad twoją winą i karą za nią? Zamordowałeś nam dwu wojowników, ojca i syna, zwanych „Stary Niedźwiedź“ i „Młody Niedźwiedź“. Obaj zdobyli sobie te zaszczytne imiona przez zabicie szarego niedźwiedzia w Górach Skalistych. Byli to słynni wojownicy...
— Byli to tchórze — wtrącił Old Surehand — którzy napadli na mnie z tyłu! Zabiłem ich w otwartej, uczciwej walce, którą musiałem z nimi stoczyć w obronie własnego życia. Gdyby was tylu nie było na mnie napadło, pięćdziesięciu na jednego, gdybym był przygotowany na tę walkę, a nie napadnięty podstępnie, bylibyście mnie innym poznali, aniżeli to się stało!
— Wszyscy czerwoni ludzie znają blade twarze z tego, że są chciwe krwi i rozboju, jak dzikie zwierzęta. Należy więc z nimi postępować jak z dzikiemi zwierzętami, bo kto sądzi, że godni są walki uczciwej, ginie z ich ręki. Jesteś wprawdzie bladą twarzą, ale ja